Niebawem na księgarskim rynku ukaże się poetycki tomik niezwykłego autora – tancerza, baletmistrza, artysty – Romana Komassy, który tym razem wciela się w rolę poety dnia codziennego, bystrego obserwatora życia. A jego celne uwagi i spostrzeżenia ujęte są w formę krótkich utworów wierszowanych, o charakterze ironicznym, prowokującym, właśnie – niebyt ugrzecznionym. Takie nieco obrazoburcze i krytyczne podejście do rzeczywistości znamy od czasów fraszek Jana Kochanowskiego i to porównanie do wielkiego pisarza jest tutaj pewnym nawiązaniem do stylistyki utworów Romana Komassy. Przekonajcie się, szanowni czytelnicy, sami. Bo warto!
Przytoczmy fragment recenzji autorstwa dra hab. Juliusza Grzybowskiego, filozofa.
Słowo od recenzenta
Zacznę może od tego, że wiersze chyba powinny być niegrzeczne, żeby w ogóle być wierszami. Być może w niegrzecznych czasach, kiedy grzeczność staje się z wolna niegrzeczna, a nawet niemile widziana, być może, w jakiejś przewrotnej zapowiedzi wierszy dla odmiany grzecznych, można by szukać wyzwania, ale w końcu i tak trafiłbym w to samo miejsce. Skoro wiersze są niegrzeczne to znaczy, że mają być wierszami. Oczywiście autor zapewne sądzi (i nie różni się w tym poczuciu od innych autorów wierszy), iż jest w swojej niegrzeczności wyjątkowy, to znaczy zapewne wydaje mu się, że swoją niegrzecznością innych prześcignie i przekroczy, że tak to ujmę, niegrzeczność gatunkową (czy może rodzajową), to znaczy sprawi, że kilku pannom wstydliwym lico się spłoni, a kilkoro drzwi porządnych familii, zapewne mieszczańskich, zamknie drzwi przed autorem bezpowrotnie. Inaczej rzecz ujmując, marzenia młodzieńcze, które jak wiem po trochu już z własnego doświadczenia, najżywiej dają o sobie znać, kiedy młodość jest bezpowrotnie utracona.
Rys. R. Komassa