Aktualności

Obraz 010

Rozmawiamy z baletmistrzem, grafikiem, autorem książek, człowiekiem wszechstronnym – Romanem Komassą.

Taniec z gwiazdami, program rozrywkowy popularyzujący taniec, łączy tancerzy profesjonalnych z amatorami. I to całkiem udanie, bo widowisko cieszy się sporą popularnością. Zarazem dowodzi, że łączenie zawodowych tancerzy z amatorami może przynieść zaskakująco dobre efekty. A jak to wygląda na scenach profesjonalnych, w teatrach i operach – czy udaje się tam trafić także amatorom?

Temat dość frapujący, bo dotyka preferencji ludzi do wyjątkowego zawodu. Taniec ma kilka warstw poznania i skupia uwagę każdego z nas – czy to w formie rozrywkowej, czy z domieszką dramatu i estetyki ruchu na scenach profesjonalnych teatrów. Niewątpliwie sam taniec czerpie swój kształt z ludzkiego ciała i muzyki, która stanowi łączącą nic wibracji w kontekście treści i zrozumienia materii, przestrzeni, z którą trzeba się zmierzyć. Czas tego etapu wzajemnej korespondencji, ruchu ciała i muzyki przyciąga w naturalny sposób ludzi. Amatorskie podejście do tańca to tylko ocena innych. Zawód jako oznaka profesjonalizmu wyznacza granice i buduje czasami system tabu – tak uważam. Kwestia różnic nie ma nic wspólnego z pasją tańca. Kiedy rozważam szczeble i etapy wizualnej cząstki tańca, mam przed oczami „instytucję” tańca, formy i piedestału, grunt pokoleń, które wyznaczyły kierunek estetyki tańca. On sam ciągle się przekształca w kontekście czasu i mody nowej generacji.

Czy amatorom udaje się wejść do teatralnych spichlerzy i czerpać z nich „pokarm sztuki tańca” z korzyścią dla siebie? Owszem, znam przypadki pełnej adaptacji. Artysta amator musi spełnić kilka warunków: dyplom zrobiony eksternistycznie, nagrody konkursowe, dokumentacja różnych warsztatów itd. Czasami potrzeba protekcji, no i niekwestionowanej predyspozycji psychofizycznej. Należyty poziom techniczny, uroda, aparycja są oczywiście pożądane. Na koniec tej wyliczanki pozostaje charyzma – tzw. duch tańca personalnej aury. To kilka warunków do spełnienia, aby zmierzyć się z machiną profesjonalnego poletka. Każdy teatr czy opera na świecie ma określoną strukturę naboru artystów baletu. Obwarowania nie zawsze otwierają drzwi dla rzeszy zainteresowanych pasją tańca młodych ludzi. Dyplom tancerza może być jedyną przepustką do etatu na stanowisko profesjonalnego tancerza? Może tak, ale to o niczym nie mówi i nie określa poziomu umiejętności, choć edukacja i przygotowanie do zawodu tancerza, tancerki trwa dziewięć morderczych lat treningu w szkołach baletowych. Niestety, wśród absolwentów szkół zdarzają się beztalencia, a wśród grupy amatorów wyśmienite talenty. Krótko mówiąc, taniec ma się w krwi albo nie. Znałem kilku amatorów, którym udało się przejść etapy wszystkich obostrzeń formalnych. Kiedy w latach 80. pracowałem w Teatrze Wielkim w Łodzi, mój kolega po fachu rozpoczął swoja przygodę z baletem na poważnie w wieku 21 lat. Jego wyjątkowy talent i ciężka praca przyniosły mu sukces. Stał się solistą teatru i kreował pierwszo planowe postacie w spektaklach baletowy. Może wielu widzów tamtego pokolenia pamięta nazwisko Andrzeja Cebulskiego? Był sumiennym i utalentowanym tancerzem. Jego postawa stanowiła świadectwo, że ,,amator” może wspiąć się na wyżyny teatralne i odnieść sukces. Dowodem tego były sowite brawa podczas spektakli. W spektaklu Próba Andrzej wcielił się w postać Jezusa. Sprostał technicznym wymogom i wniósł piękną interpretację powierzonej roli.

Każdy casting weryfikuje poziom umiejętności, choć i tak nie do końca. Czas i odpowiednie otoczenie pracy mogą rozwinąć młodych tancerzy lub nie. Wszystko zależy od cech aspirujących do tej profesji.

Sceny teatralne mają zróżnicowany repertuar, różne formy estetyki. Teatry muzyczne są skierowane na bardziej komercyjną formę tańca, teatry tańca określają kierunek tańca współczesnego i opierają się na dynamice improwizacji, opery raczej skupiają melomanów i wielbicieli baletu, a sceny wolne, konkursowe i rewiowe, przyciągają ruch amatorski na szeroką skalę. Oczywiście nie wolno zapomnieć o zespołach folklorystycznych, które pielęgnują narodowe tradycje. Możliwości dla tancerek i tancerzy jest więc bardzo wiele.

Jak się zawodowcom pracuje z amatorami?

„Rodzina” tancerzy zawsze była mała, a konkurencja nie zawsze zdrowa. W przypadku konfrontacji amatora i wygórowanych ambicji profesjonalisty konflikt interesów zawsze sprzyja animozjom. Proszę sobie wyobrazić: przyjeżdża choreograf i obsadza pierwsze role właśnie tancerzem z drugiej linii, po eksternistycznym dyplomie. To się sprawdza i spektakl ma pozytywne recenzje. Ci, którzy wcześniej byli w pierwszej linii, dostają białej gorączki i knują intrygi. Zaczyna się próba charakterów, ale najczęściej to nieuczciwa walka o uzyskanie pierwszej roli. Kilka lat temu miałem zaszczyt piastować stanowisko kierownika baletu w Państwowej Operze Bałtyckiej. Za czasów Marka Weissa-Grzesińskiego i jego żony Izadory Weiss, dyrektorki Bałtyckiego Teatru Tańca, teatr ten przyciągał mnóstwo talentów tańca spoza kręgu profesjonalnego wykształcenia baletowego. Ale „instytucja w instytucji” robiła swoje, na dodatek stara kadra tancerzy zawodowców pozostawała na etatach. Konflikt był nieunikniony, a repertuar zmienił się nie do poznania. Wśród widzów powstały dwa obozy: tradycjonalistów z klasycznym gustem sztuki baletowej i tych nowych, otwartych na wizję pani dyrektor Weiss. Wielu tancerzy miało rozterki, uroniono niejedną łzę. Powód był oczywisty: zderzenie dwóch światów estetyki i preferencji. Teraz się zastanawiam, czy to było warto. W tamtym czasie mogłem też zrealizować klika swoich choreografii, co zawdzięczam dyrektorowi Markowi Weiss. Choć praca kierownika, pedagoga baletu, asystenta u pani Weiss nie była łatwa. Tarcia między solistkami przed premierą Dziadka do orzechów utkwiły mi w pamięci. Otóż tancerki, nie będę wymieniać nazwisk, w trakcie ustalenia obsady z choreografem Hansem Hennigiem Paarem z Niemiec jedna po drugiej odwiedzały mój gabinet. Miały pretensje o podział ról w spektaklu, próbowały wywrzeć na mnie presję, abym wpłynął na decyzję choreografa. Pojawił się wątek amatorki i profesjonalnej tancerki, myślę, że to było źródłem niewypowiedzianego konfliktu. Przywilej kreowania pierwszej czy drugiej obsady to zawsze kwestia sporna i bardzo subiektywna w ocenie twórcy, w tym przypadku to choreograf decydował o obsadzie. Nie kierował się w wyborze obsady wykształceniem, lecz indywidualnymi cechami młodych solistek.

Pamiętam też wyjątkowy przypadek transformacji młodego artysty tańca Łukasza Przytarskiego. Jego skupienie na sztuce tańca było wyjątkowe. Nie miał przygotowania techniki klasycznej, za to miał otwarty umysł na osoby, które go otaczały. Do tego osobisty urok i gibkość ciała, która pozwalała mu szybko przyswajać sekwencje choreograficzne. Myślę, że przeobrażenie artystyczne zawsze pozostaje kwestią otwartą. Upór i determinacja pozwalają na trwałe przezwyciężyć własne ograniczenia. Łukasz brał udział w wielu spektaklach tamtejszego repertuaru, zacierał różnice amatorskiego śladu i stał się w pełni profesjonalnym artystą sztuki tańca. Warto więc czerpać inspirację z wielowymiarowej przestrzeni tańca, by realizować marzenia, które kształtują naszą wrażliwość piękna i czystej harmonii.

Czy z amatorami tańca stosuje się jakieś inne, specjalnie dostosowane metody pracy? Metodologia to przecież ważna rzecz, podstawa każdej edukacji, także tej tanecznej.

Każdy profesjonalista, nauczyciel czy choreograf, powinien zwracać szczególną uwagę na indywidualizm kadetów tańca. Nie traktować ich ogólnie, lecz inspirować indywidualnie. Działanie impulsów personalnych, rozmowa i nacisk na detale techniczne to pierwsze kroki dla młodych tancerzy. Poznanie zasady ekspresji ruchu, motoryki własnego ciała to długa i żmudna droga. Metoda drobnych kroczków zawsze sprzyja w rozwoju zainteresowanego studenta. Uważam, że pasję do tańca można wspierać świadomym konsekwentnym udziałem, czyli powtarzalną praktyką. Analizą popartą aprobatą samego uczestnika i pedagoga. Obecnie uczę w kilku szkołach baletowych w na terenie Niemiec. Spotykam tam amatorów, którzy kochają taniec i poświęcają swój wolny czas na realizację swoich marzeń, osiągnięcie szczęścia. Wspieram ich poczynania, używając profesjonalnych metod kształcenia. Szkoła tańca klasycznego wsparta metodami Agrippiny Waganowej czy tańca współczesnego na bazie metod Rudolfa Labana i Martha Graham rozwija i wzmacnia postawę pasjonatów tańca. W wielu przypadkach proces kształcenia sprzyja w codziennym życiu, poprawia humor i działa antystresowo. W trakcie edukacji dzieci posiłkuję się metodą pozycji baletowych, które wykonuje się na podłodze, w postawie siedzącej i leżącej. To sprzyja poprawnemu ustawieniu bioder i pleców, w trakcie ćwiczeń metoda ta pozwala na aktywację mięśni wewnętrznych. Sprzyja rozciąganiu ciała i poprawia koordynację. Podczas zajęć tańca zadaję ćwiczenia improwizacyjne, które uaktywniają kreatywność i zwiększają zakres przestrzeni ruchowej. To pozwala zrozumieć uczestnikom, że temat i ciało mogą współgrać i określać nieskończoną implikację powiązań układów ruchowych. Każdy może brać w takich zajęciach udział i bez skrępowania rozwijać swoje taneczne pasje.

Wrócę do pracy nad spektaklami autorskimi z udziałem artystów z Teatru Logos w łodzi. Moja współpraca z nim trwała ponad 10 lat. Było to w latach 90. Okres naszej współpracy okazał się bardzo produktywny i ciekawy dla mojego rozwoju. Jako kreator reżyserskich zadań mogłem wprowadzać eksperymenty w działania warsztatowe. Ludzie, którzy w nich brali udział, byli z różnych warstw społecznych: pedagodzy szkół ogólnych, aktorzy, studenci czy robotnicy. Ich entuzjazm przerósł moje oczekiwania. Warsztaty letnie okazały się wyśmienitym czasem na realizację premier autorskich. Przy pełnym wsparciu środowiska kultury chrześcijańskiej i asertywnego działania proboszcza Waldemara Sondki Teatr Logos mógł prezentować spektakle teatru ruchu. To był wyjątkowy czas i niepowtarzalna energia, która nas prowadziła do przedziwnych estetycznych doznań. Jeśli chodzi o metody, jakie stosowałem: wieczorne próby przy świecach, chodzenie z kocami na głowie, aby nauczyć się prostego utrzymania sylwetki w chodzie, ćwiczenia ruchowe w nurcie rzeki, praca z rekwizytami, obcowanie z naturą, przytulanie drzewa itd. A wszystko to dla sztuki tańca i zrozumienia i wyrażenia świata.

A jak wygląda metodologia nauki tańca? Jakimi metodami pracują nauczyciele tańca ze swoimi uczniami?

Szkoły baletowe mają określony program nauczania, do którego kadra pedagogiczna musi się dostosować. Każdy nauczyciel tańca w pewnym sensie staje się narzędziem przekazującym wiedzę. W procesie szkolenia adeptów baletu i innych form sztuki tanecznej niezbędna jest dyscyplina, by uzyskać prawidłowe wyniki. W szkołach niepublicznych ten proces kształcenia może przebiegać inaczej, a droga do uzyskania odpowiedniego poziomu technicznego wiedzie innymi metodami nauki. U źródła samego kształcenia z pewnością zasadnicze znaczenie ma specjalizacja. To ona wyznaczy kierunek użytych metod i narzędzi. Powinno to być dostosowane do możliwości uczniów, którzy uczestniczą w zajęciach tańca. Nie można pominąć aspektu dorastania i genetycznych cech młodzieży, u której na etapie edukacyjnym zmieniają się proporcje ciała. Nauczyciel baletu powinien szczególnie zwracać uwagę na dynamiczny rozwój młodzieży i odpowiednio dostosowywać przeciążenia fizyczne w trakcie lekcji baletu. Ilość powtórzeń elementów tańca klasycznego nie powinna przekraczać wymaganych wartości, nadmiar może spowodować trwałe deformacje układu kostnego. Podstawą tego etapu szkolenia jest praca przy drążku baletowym, to w ten sposób na bazie dziewięciu ćwiczeń powstaje tancerz baletu. Credo tańca klasycznego to ciągłe powtarzanie tych elementów, w kontekście zróżnicowanych połączeń, które w efekcie udoskonalają koordynację i szybkie kodowanie wariacji ruchowych. Taniec klasyczny ma bogatą historię, która sięga początku XV w. i krystalizowała się w specyficznym stylu włoskim. Jego przedstawicielami byli Domenico da Piacenza i jego dwaj uczniowie: Antonio Corazzano i Guglielmo Ebreo. W późniejszych wiekach balet i technika tańca klasycznego ewaluowała za sprawom wielu wybitnych przedstawicieli tej sztuki, którymi byli m.in. Marie Taglioni, Marius Pepita, Michaił Foki. Wiele elementów nieustannie ewoluuje, choć główne założenia zostają niezmienne i rdzeń tańca klasycznego pozostaje niezmienny. Teoretycznie można wyróżnić pewne modyfikacje metodologii nauczania i trendów kulturowych. Nie można też zaprzeczyć, że niektóre szkoły przenikają się w stylach i mentalności nauczycieli. Warunki klimatyczne i plastyka fizyczna uczniów też pozostawiają otwartą przestrzeń do wdrażania nowych komponentów technicznych w tańcu klasycznym.

Z pewnością tańce współczesne, jazzowe, rewiowe są bardziej popularne w kręgach amatorskich. Wszechstronność, na wysokim poziomie, będzie zawsze wyśmienitą metodą do asertywnej pracy w zawodzie tancerza, a co za tym idzie pogłębia motywację i inspiruje uczniów do jeszcze większej pracy nad sobą, bez względu na wyrzeczenia i ból. Taniec towarzyski też spełnia istotną funkcję, jako odrębna gałąź sztuki może uzupełniać lub wspomagać tancerzy o zupełnie innym profilu zawodowym. Bo przecież celem wszystkich zainteresowanych artystów tańca zawsze pozostaje odkrycie sceny, udział w spektaklu przed publicznością. Chyba że działają online lub uczestniczą w happeningu. Możliwości i metod kształcenia indywidualnych preferencji jest cała gama – uczeń i nauczyciel mogą znaleźć dla siebie ulubioną metodę, technikę, narzędzia do indywidualnych potrzeb. Ja budowałem mój warsztat zawodowy na starej szkole tańca klasycznego, metodą Agrippiny Vaaganovej.

Tancerze amatorzy z Tańca z gwiazdami podkreślają, jak trudna jest praca tancerza, ile potrzeba wysiłku, by opanować jakiś układ taneczny, ile to potu i łez… A wszytko po to, by osiągnąć tę niezwykłą lekkość i zgrabność ruchu, by widz odniósł wrażenie, jakie to łatwe i przyjemne. Kulisy tego programu ujawniają katorżniczą pracę, której na scenie w finałowym tańcu wcale nie widać. Tak faktycznie jest, że ten wspaniały taniec, zanim takim się stanie, to trud, wysiłek, wręcz przemoc wobec własnego ciała? Trzeba się bowiem wykazać nie tylko hartem ciała, ale i ducha, by wytrzymać ten morderczy trening.

Nie ma nic za darmo, w życiu bez determinacji nie osiągnie się nic. Będzie tylko frustracja, że się nic nie zrobiło, a mogło. Taniec to wyjątkowa sztuka wyrazu, ciało jako instrument przekazu wizualnego, wystawione na próbę ekstremalnych przeciążeń, z domieszką interpretacji. Czas przygotowań do występu to setki godzin na sali ćwiczeń przed lustrem. Nie ma innej możliwości w opanowaniu perfekcyjnych sekwencji jak świadome powtarzanie i korekty pod fachowym okiem prowadzącego trenera. Ktoś spyta, czy to się opłaca. Odpowiedź pozostawmy samym zainteresowanym, bo to oni dążą przez trening do perfekcji. Mówi się, że cel uświęca środki, ale tym materiałem do tego celu pozostaje młoda osoba, która rzucona w wir komercyjnych programów pragnie przekroczyć własne bariery. Trzeba być ostrożnym w tym wyścigu, aby w chwilach porażki umieć przejść nad tym do porządku dziennego. Aby zapobiec głębokiej frustracji, polecam wszystkim tancerzom medytację i uprawianie innych dyscyplin, w nich z pewnością można znaleźć odpowiedni balans przy nadmiernym stresie. Widz nie widzi kulis, nie zdaje sobie sprawy z wysiłku tancerzy, liczy się efekt końcowy, czyli piękno ludzkiego ciała, magia tańca. W praktyce podstawą do pełnej symbiozy wykonawcy z układem choreograficznym są muzykalność i świadome wprowadzanie ciała w kontry, izolacje i zwolnienia dynamiki. Świadome operowanie frazami to klucz do sukcesu i recepta na prawidłowy oddech podczas ekspozycji tańca.

Jakie metody są najlepsze, by osiągnąć cel, czyli by widowisko baletowe zakończyło się sukcesem?

Każda metoda może być dobra, jeśli prowadzi do sukcesu. Jedni najpierw szukają tematu w źródle literatury, drudzy inspirują się muzycznym utworem, a trzeci improwizują, rzucając przypadkowe strzępy informacji dla tancerzy. Sam spektakl baletowy bazuje na technice tańca klasycznego, to już określa styl układów choreograficznych. Do układania choreografii w sekwencjach grupowych przydatne jest graficzne opracowanie spektaklu. Nie ma stałej określonej metody na wystawienie widowiska baletowego. I w przypadku tancerza, i samego twórcy, czyli choreografa, potrzebne są inwencja twórcza i talent, a przede wszystkim znajomość rzeczy i ciężka, systematyczna praca. Samo nauczanie sekwencji choreograficznych w dużej mierze zadanie asystentów choreograficznych. Choreograf w wielu przypadkach koncentruje się nad całością dzieła, z naciskiem na partie solistów.

Czy miewał Pan chwile załamania podczas nauki tańca, jakiegoś konkretnego układu tanecznego? Czy miał w swojej karierze choreografię, która Pana przerastała?

Hm, tak ekstremalnie to chyba nie było, choć przyznam, że miewałem rozterki i wewnętrzny opór do sekwencji choreograficznych, które wymuszały na mnie naukę zupełnie nowej techniki tańca. Wirzało we mnie i z uporem maniaka powtarzałem każdy krok. Drzemie we mnie natura ,wojownika, który nigdy nie przestaje iść w wyznaczonym kierunku. Może to kwestia charakteru i środowiska, w którym wyrosłem, może to sport uczynił mnie wytrwałym i nieugiętym w dążeniu do celu. Przecież taniec to trochę pochodna sportu i walki ze sztuką. Kiedy opuściłem kraj i Teatr Wielki w Łodzi, wszedłem na nieznany mi grunt. W obcym kraju była inna struktura teatru, wymagano techniki tańców komercyjnych, czyli musicalowych w technice Broadway. Włos mi się jeżył na głowie, a ciało nie chciało funkcjonować w szybkich sekwencjach. Choreografka odsunęła mnie od obsady, bo byłem niezgrabny w ruchach, byłem wręcz nieudacznikiem. The Life w choreografii Melissy King było wyzwaniem, przerastało moje umiejętności baletowe. Kroki w technice hip-hopu były mi obce, a koledzy przerastali mnie o głowę. Ale determinacja czyni cuda, po godzinach prawie przez miesiąc ćwiczyłem sekwencje choreograficzne, aż dopiąłem swego. Choreografka dała mi szansę i zatańczyłem premierę w Staatstheater Kassel.

Kolejnym wyjątkowym doświadczeniem był casting u Piny Bach w Tanztheater Wuppertal, na którym zapragnąłem spróbować swoich sił w pozyskaniu nowego angażu o pracę. Casting trwał prawie osiem godzin non stop, ciało i umysł był ekstremalnie obciążony – stres sięgał zenitu, a ostatnim zadaniem przeselekcjonowanych tancerzy był marsz z zadaniami minimalistycznego ruchu aktorskiego. Technika tych powtórek miała sprawdzić koncentrację tancerzy i koordynację ruchową. Kolejność kombinacji miała konkretny wzór i porządek. Sekwencji była ogromna ilość, aż do kompletnego wyczerpania. Zadziałała podświadomość i ruch odbywał się automatycznie. To było ciekawe doświadczenie w mojej zawodowej przygodzie.

Jakie ma Pan metody na zwalczenie oporu własnego ciała? Na to, by wytrwać trening i osiągnąć sukces?

Ciało i umysł muszą być synchronizowane. Aby osiągnąć ten stan, stosowałem i stosuję różne techniki przygotowawcze do występu. Krótka medytacja, rozluźnienie i skupienie uwagi na oddechu, dynamiczne rozciąganie i powtórzenie krótkich sekwencji choreograficznych. W pewnym sensie to rytuał przed wyznaczonym zadaniem. W procesie przygotowawczym do premiery zawsze ćwiczę systematycznie, posiłkując się ćwiczeniami wzmacniającymi typu skłony, brzuszki i pompki. Jeśli układ choreograficzny wymaga kontaktu z partnerką, to staram się z dopracować szczegóły. Dopasowanie się w duecie wymaga czasu i zrozumienia. Trening czyni mistrza, ale to dopiero początek do osiągnięcia sukcesu. Choć przyznam, że słowo „sukces” może przyczynić się do rutyny i negatywnych nawyków scenicznych. Dlatego każdy mój występ traktuję jako nową premierę, która jest początkiem czegoś nowego, niepowtarzalnego w danym momencie przebywania na scenie w dialogu z widzem. Jeśli chodzi o ten ból ciała i duszy, to oznaka naszego przyziemnego ograniczenia, które warto przezwyciężać – bo przecież z niczego nic nie powstanie, a z odrobiny wewnętrznej energii zaczyna się ruch, manifestacja działania, co określa kim jesteśmy w tym mgnieniu istnienia.

Amatorzy chyba nie są przygotowani na tak wielki wysiłek związany z tańcem? Bo taniec przecież w swojej istocie to lekkość, radość, finezja, a nie pot i łzy.

Kto pierwszy raz przekroczy progi sali tańca, na której dzieją się cuda, zapewne nie do końca zdaje sobie sprawę, ile go będzie kosztować wysiłku i wyrzeczeń, by opanować taniec w wyznaczonej technice. Ale kto powiedział, że będzie łatwo i bez bólu. Marzenie o finezji może się okazać mydlaną bańką, która zdąży szybciutko prysnąć, zanim nowicjusz pozna siebie samego w zawiłych tanecznych krokach. Niejedna delikwentka z przerażeniem stwierdzi (dotyczy to też oczywiście mężczyzn), że wylądowała na innej planecie, gdzie oddech ich ciała nie pozwala im żyć. A rodzice zapłacili z góry abonament za cały rok…. No ale nic na siłę, taniec powinien być przyjemnością, a nie torturą. Warto sobie zadać pytanie, do czego mi ten taniec potrzebny, po co chcę się go nauczyć. Czy bezmyślnie naśladować innych, bujając z głową w chmurach? Łzy i pot przecież nie smakują miodem, a lekkość zostaje szybko zniewolona przyciąganiem ziemskim i aby oderwać cztery litery z podłogi, trzeba nie lada wysiłku. Urok i przeświadczenie sukcesu często są tylko iluzją. Tak oto początek może być końcem, choć taniec działa jak magnes i przyciąga tłumy. Warto świadomie dokonywać wyborów i przygotować się mentalnie do szpagatu, zanim poczuje się go na własnej skórze.

Czy z poziomu amatorskiej warstwy może powstać profesjonalny tancerz lub tancerka?

Oczywiście, że tak. Przy tak wielkiej sile popularyzacji tańca pojawiają się talenty, które w trakcie szkolenia w jakiejkolwiek technice tańca dochodzą do perfekcji wykonania układów choreograficznych. Nagrody w postaci stypendiów i dalszy rozwój na dodatkowych warsztatach tańca to idealny sposób do pracy z profesjonalistami. Kto w tańcu się zatraci i rozkocha w sobie uczucie lekkości, może poznać nieskończone mikrosekundy pełnej kontroli, władzy nieoczywistej materii, stanu euforii ducha w naczyniu ciała.

Jednak do szkół baletowych przyjmuje się wyłącznie dzieci. Czemu nie istnieją szkoły baletowe dla dorosłych? Faktycznie się nie da i to za późno? Jak określa się tę granicę wieku edukacji dla zawodowych tancerzy?

Kształcenie baletowe ma pewne uwarunkowania, i anatomiczne względy. Początek ognisk baletowych sprzyja w rozwoju maluszków, od tego się wszystko zaczyna. Polepszenie motoryki to pierwszy krok do profesjonalnego przygotowania pierwszoklasistów w szkołach baletowych o profilu zawodowym. Dalsza edukacja to postępowanie w programie edukacji i mozolna walka z techniką baletu. Pamiętam ten ból i pieczenie mięśni podczas rozciągania. Proszę sobie wyobrazić dorosłą osobę z przykurczami, która rozciąga nogi na drążku baletowym i nagina podbicie, by uzyskać baletową linię, aby wyprostować kolana w szpagacie. Ale nie mówię „nie”, dla chcącego nic trudnego. Tylko ile czasu trzeba poświęcić, kiedy nawyki ciała zaprzeczają koordynacji i dłonie i nogi poruszają się jak marionetka? Przy czym nie chcę nikogo nie zniechęcać, każdy może chcieć spełnić marzenie z dzieciństwa. Alternatywą do tej bajki niech pozostaną szkoły niepubliczne, gdzie nie ma nacisku na program, nie ma stresu, że musisz.. Balet trzeba traktować z rozwagą i respektem, to nie piekarnia z pączkami.

Bezwzględność czasu w balecie zawsze odciska piętno i 15–20 lat aktywnej pracy baleriny czy tancerza pozostawia niekiedy ogromne spustoszenie w ciele, choć duch ciągle tańczy i kłania się w kreacjach, które już nie wrócą… Wszystko ma swój biologiczny zegar. Składam niskie pokłony wszystkim amatorom, którzy czerpią radość z tańca klasycznego. To dobra zaprawa fizyczna, aby z gracją pójść do domu na chwilę odpoczynku.

Jednak szkoły tańca dla amatorów cieszą się wielką popularnością – szkoły samby, salsy, tanga… Jest ich sporo i wcale nie narzekają na braki uczniów.

No tak, w gorącym rytmie, z piękną partnerka czy partnerem taniec mniej boi. Choć profesjonalny taniec towarzyski z pewnością wymaga mnóstwa przepracowanych godzin i hektolitrów wylanego potu. Ale nie będę rozpatrywać tych ekstremalnych etapów szkolenia. Bo przecież gra idzie o dostępność i popularność dla przeciętnych zjadaczy chleba. O bawienie się tańcem, o rozwijanie relacji towarzyskich przy dobrej muzyce. Kiedy wiek i proporcje ciał nie mają znaczenia, rytm i proste sekwencje kroków, podane na parkiecie już same przez się zapraszają do aktywnego udziału w tańcu…. Wiem, jak to jest, sam miałem sposobność uczęszczania na lekcje tańca towarzyskiego. Była to słodka zabawa, w namiętnym tangu, w lekkim półmroku. Zmysłowość tanga zawsze będę miło wspominał, o sambie już nie wspomnę, a salsa z profesjonalną instruktorką stała się przyczyną, że poplątałem nogi. Może zabrakło mi doświadczenia, i przydałby się dodatkowy kurs?

O tym, jak z amatorskiego tańca można się przebić do kręgu profesjonalistów, świetnie pokazuje film z Richardem Gere i Penelope Cruz pt. Zatańcz ze mną. Opowiada historię prawnika, który w drodze do pracy widzi przez okna szybkiej kolejki salę do nauki tańca towarzyskiego i zamyśloną sylwetkę nauczycielki tańca. Wysiada, wiedziony ciekawością, przekracza próg tej szkoły tańca i tak zaczyna się jego wielka przygoda, której finał odbywa się podczas turnieju tanecznego łączącego amatorów z wieloletnimi tancerzami. Tutaj bohaterem jest taniec towarzyski, nie balet, ale tak samo ukazuje zderzenie profesjonalistów z całkowitymi amatorami, w zabawny sposób ukazując pokonywanie własnych niedoskonałości, pierwsze nieporadne taneczne kroki, a potem finałowe tańce, ich lekkość i grację. Czyli – można! Też Pan tak sądzi?

Powtórki czynią z nas mistrzów. Szczypta talentu i tony godzin ciężkiej pracy – to zawsze pozostanie początkiem drogi do sukcesu. Gdybyśmy od samego początku byli doskonali, to czym byłby triumf w obliczy konkurencji i nieosiągalnych wyżyn. Jakby to wszystko smakowało ze świadomością, że to pestka i tak po prostu mi się należy.

Zawsze dogłębnie wierzyłem i wierzę w iskrę pasji do tańca, aby może w lustrze własnego odbicia przekonać się, że taniec ma sens. Od amatorskich podstaw do realnej profesji. A gracja i lekkość to wisienka na torcie, którą możemy się delektować. Marzenia trzeba spełniać, w przeciwnym razie przestaną istnieć. Wypaliłby się przed wschodem słońca i przepadły w mroku.

Dziękuję za rozmowę.

Pytania zadawała PM. Wiśniewska