Rozmawiamy z Romanem Komassą, baletmistrzem oraz autorem książek o kulisach zawodu tancerza.
- Życie artysty tylko pozornie usłane jest różami, a zakulisowo trzeba walczyć o role i angaże, kontrakty, baletnice czy baletmistrzów przygotowanych do zawodu w trakcie kilkunastoletniej specjalistycznej edukacji może wyeliminować poważniejsza kontuzja, wielkim problemem jest niemożność uprawiania tego zawodu do pełnej emerytury, czyli do 60.-65. roku życia. Jednak moc przyciągania jest wielka, a scena ma swoją magię. I właśnie o tej magii chciałam teraz porozmawiać. To poczucie obcowania z prawdziwą sztuką. Po to właśnie artyści wylewają pot i łzy podczas prób, by dać innym tę niezwykłą chwilę doznań wyższego rzędu. Czy wykonawca czuje będąc na scenie, że osiągnął swój cel?
Może zacznę od krótkiej metafory – życie tancerza i jego przebywanie w tańcu i roli to krótki przedział czasu, to determinacja wrażliwej osobowości artysty baletu, który pragnie wyrazić ciałem najgłębsze ludzkie uczucia. Nadrzędnym celem jest wypełnić samym sobą przestrzeń, która nas otacza. Odnośnie walki o angaż do teatru i uzyskaniu odpowiedniej pozycji, chcę jasno określić, że to zwyczajny rynek pracy, gdzie artyści ubiegają się o godziwe wynagrodzenie i aprobatę publiczności. Oczywiście wszystko jest uzależnione od przedziału czasu, w którym artysta baletu powinien optymalnie zrealizować swoje zawodowe zadania. Wiek i degeneracja organizmu niestety szybko pozbawia artystów baletu optymizmu, aby dotrwać do wieku emerytalnego. Choć zdążają się wyjątki, które w tej dyscyplinie zawodowej dotrwają do końca. Alternatywą dla emerytów artystów baletu byłby zespół „Senior balet”, jako niezależnie działający teatr tańca w Polsce. Myślę, że wielu wspaniałych artystów mogłoby kontynuować swoją przygodę z tańcem do późnej starości i nie musieliby cierpieć z powodu utraty prestiżu zawodowego i konieczności wykonywania funkcji przysłowiowego lub dosłownego „szatniarza”.
Piedestał prawdziwej sztuki, może być magiczny i zwodniczy, wszystko zależy od indywidualnych psychofizycznych predyspozycji. Powiem wprost, sam doznałem przeobrażenia scenicznego i wielkiej fali emocjonalnej podczas wykonywania wielu partii baletowych. Ale był to proces wieloletnich doświadczeń scenicznych. Nie wiem do końca, czy moje koleżanki czy koledzy po fachu doznali takiego „ogołocenia duszy” podczas interpretacji swoich ról? Nikt z nich się z tej strony emocjonalnej nie otwierał – a szkoda, bo przecież w takim dialogu magia baletu i właśnie tej elitarnej sztuki mogłaby wiele zyskać. Jeśli chodzi o doznania wyższego rzędu, to rola postawiona jako zadanie artystyczne, sprawia wiele pytań, na które artysta baletu powinien odpowiedzieć swoim narzędziem pracy – czyli ciałem. Nadmienię jeszcze ten czysty organiczny efekt – poziom adrenaliny, która sprawia, że przed każdym kolejnym spektaklem jest obszarem zawsze nowym i innym w odbiorze własnym i widza. Może to właśnie porywa w ten świat magii sztuki – doza niepewności i fascynacji do odkrycia czegoś poza wymiarem rzeczywistości – co hipnotyzuje swoim pięknem widza?
- Porozumienie z widzami jest kluczowe dla właściwego odbioru dzieła artystycznego w postaci przedstawienia – w Pana przypadku – baletowego. Czym dla artysty jest owo porozumienie z publicznością?
To najpiękniejszy moment objawienia sztuki, szczerze mówiąc, to sens istnienia chyba każdej profesji artystycznej, gdzie artysta może poniekąd ustanawiać reguły gry i dotykać absolutorium wszechrzeczy – może nieskończonej perspektywy zrozumienia świata lub jego powierzchni, na której się znajduje. Mój balet, ha… tak to on mnie ukształtował i pozwolił chłonąć bezcenne wartości określające człowieczeństwo. Myśli i słowa wypowiedziane ciałem, może ktoś powie, że to za mało, że to do mnie nie trafia i w tym labiryncie nie potrafi odnaleźć logicznego ciągu – a jednak pozostaje w nim i czerpie chwilę miłości i wzruszenia. Może to jest ten moment odnalezienia siebie samego i wbrew logice, i wbrew zasadom rzeczywistego życia. Tam gdzie leży wymarzony świat pozbawiony bólu i dramatu, którego doświadczamy na co dzień. Jeśli artysta baletu podoła wznieść się na wyżyny interpretatora i odtwórcy roli, i zostanie zrozumiany przez widza w pełnym wymiarze sztuki, może osiągnąć poziom oświecenia, które odbiera publiczność i zarazem to promieniuje na artystę, tworząc swoistą jedność wszechrzeczy.
Czy to znaczy, że łzy i brawa, a nawet śmiech na widowni są zawsze dowodem – aprobaty ? lub krytyki ?.Raczej tak. W skrajnym i najgorszym przypadku jest to, kiedy publiczność opuszcza widownię podczas spektaklu lub buczy i gwiżdże! Ale to i tak jest jakieś porozumienie pomiędzy wykonawcą a widzem, nawet w wymiarze negatywnym może sprawić, że artysta baletu zrozumie, że jego warsztat albo choreografia wymagają generalnej korekty i wytężonej pracy nad doskonaleniem swojego rzemiosła. Przecież nikt nie jest doskonały i sama droga w dążeniu do perfekcji jest już wielkim skarbem w przeobrażeniu artystycznego kunsztu.
- W jaki sposób można osiągać ten niezwykły stan jedności artystów na scenie z widzami? Jakie środki wyrazu artystycznego temu służą?
To pytanie może być filarem do bycia prawdziwym artysta – albo tylko szarym niewyróżniającym się rzemieślnikiem sztuki. Stan jedności może tylko zaistnieć, kiedy artysta otworzy się i wydobędzie z własnego wnętrza emocje – emocje, które czasami mogą być zaprzeczeniem jego własnej osobowości. To bardzo skomplikowany i głęboki proces uzyskania świadomości scenicznej. W mojej ocenie, owa jedność artystyczna wyrażona jest w kilku pryncypiach. Pierwszy to spotkania mistrza, nauczyciela, który wskaże metodę i technikę. Jako drugi element wskazałbym praktykę sceniczną i analizę każdego kroku. Trzecia i ostatnia ścieżka do jedności artystycznej z widzem to psychologiczne zrozumienie własnego talentu i pracy nad tym talentem, aby go ciągle doskonalić – nie tracąc dystansu do własnych słabości. We wszystkich trzech krótkich definicjach jest zawarty czas, ten który decyduje – czy zdążymy wykorzystać własny potencjał i odpowiednią szansę przy odrobinie szczęścia oraz przy wsparciu napotkanych właściwych ludzi. Można to złożyć na karby losu lub przyczyn i skutku na drabince sukcesu.
Ale jakie środki wyrazu artystycznego temu służą, to już zupełnie inna rzecz – czasami niewyobrażalna zmysłowość artystów baletu tworzy kompletną całość z ciałem i linią – co dopełnia harmonia ruchu i zrozumienia muzyki. Uważam, że ten transparent fizycznej demonstracji w optycznym przesłaniu tańca jest zawsze magnetyczny i to on decyduje o jedności źródła sztuki.
- Postawa i gest sceniczny artysty baletu to tajniki tego zawodu. Najpierw mozolna, żmudna nauka zawodu, a potem już konkretne studiowanie dzieła scenicznego, by właściwie zinterpretować postać i swoim ciałem przekazać właściwe treści i emocje. Jak wyglądają kulisy takich przygotowań do roli?
Umowność gestów zawsze jest podporządkowana dramaturgii dzieła baletowego – czyli postacie zapisane w libretto już poniekąd ustawiają artystę baletu do działania na rzecz charakterologicznego wzoru. Interpretacja i drobiazgowe ustawienie ciała i wyczucie dystansu do współbohatera – partnera czy partnerki scenicznej, determinuje odpowiednie zachowanie do treści granej roli. Kiedy w geście zaprzeczenia kiwamy głową lub zasłaniamy twarz w poczuciu winy lub żalu. Śmiech i rozpacz – krzyk bez krzyku to znane nam wszystkim podświadome reakcje na zdarzenia, w których możemy uczestniczyć w potocznym życiu. Ale scena rządzi się trochę innymi prawami, kiedy obszar pomiędzy sceną a widownią jest neutralny, przez który artysta musi się przedostać – aby utworzyć pomost czytelnego przesłania treści. W istocie nie chodzi o mechaniczne powtarzanie sekwencji – bo to stanowiłoby ciągłe i rutynowe powielanie własnych nawyków. Ten margines interpretacji niestety byłby zubożałą formą aktu odtwarzanych ról. Jak uniknąć takiej sytuacji, kiedy gramy trzydzieści razy ten sam spektakl w sezonie artystycznym? To zadanie wymaga ciągłej konsultacji z choreografem lub asystentem spektaklu, a w szczególności wzajemnego wsparcia ze strony partnerskiej pracy koleżanek i kolegów po fachu. Ponieważ artyści baletu posługują się mową ciała – to co jest najbliższe człowiekowi w wyrażaniu naturalnych emocji. Gdzie myśli generują kierunek energii – a co za tym idzie, oddziałują na otoczenie i obserwatorów w danej chwili – czyli działanie spektaklu i uczestnictwo w nim. Aby zrealizować spektakl baletowy, trzeba poświęcić mnóstwo godzin w sali baletowej i szczegółowo powtarzać poszczególne sekwencje – to mozolna i żmudna praca, bez której poziom i realizacja premiery nie przyniesie efektu. Role aktorskie tancerzy musza być jasne w przekazie i odpowiednio dopasowane do aparycji wykonawców. To bardzo ważny czynnik, jak buduje się obsadę pod okiem choreografa. Na koniec odpowiedzi na to pytanie chciałbym przytoczyć istotny element przygotowań do roli. Wizja i cząstka niepisanej informacji o budowie postaci scenicznej jest poniekąd przekazywana poprzez generacje tancerzy baletu, i to ten przekaz staje się fundamentem pozakulisowego być albo nie być artysty? Artysty baletu w pełnym tego słowa znaczeniu.
- Co można wyrazić własnym ciałem, ekspresją ruchu czy zastygnięciem w niebycie? I w jaki sposób?
Mogę z góry odpowiedzieć jednym słowem – wszystko – nie ma stanu emocjonalnego, natury żywej i nieożywionej, której nie można by zagrać ciałem. Jest to pewnego rodzaju symbioza człowieka i elementów, które są zapisane w naszych komórkach ciała. Ktoś by spytał, a czy tancerz może zatańczyć kamień? Tak, odpowiem z całym przekonaniem, że tak. Ciało jako kamień – forma szkieletu ludzkiego może określać abstrakcyjne kombinacje tańca. Kwestią podstawową jest to, aby obraz i zadania ruchowe odpowiadały tematowi, który będzie aktywować wyobraźnię widza. Sposobów na interpretację jest zawsze wiele, wszystko zależy od kontekstu przestawienia. Człowiek zawsze naśladował naturę i objawiał jej manifestację w tańcu – to najstarsza forma komunikacji z planetą Ziemią. To ciągła wymiana energii, okraszona mistycznym rytuałem – taniec jako zew natury i łącznik wielu wymiarów. W trakcie mojej praktyki zawodowej zaobserwowałem, że moje ciało świetnie koduje kombinacje choreograficzne i po dłuższym czasie braku powtarzania wyuczonych sekwencji tanecznych – komórki mięśniowe przechowywały informacje związane z konkretnym układem – impulsem do ponownego wygenerowania frazy tanecznej była muzyka. Choć w świadomości obraz konkretnej choreografii był niewyraźny. Co jeszcze może wyrazić zrozumiałą formułę tańca i jego uniwersalną ekspresję? Kontrast w tańcu korzysta z czasu i substancji ciała, ma to istotne znaczenie na sposób wyrażenia ducha tańca – napięcie mięśni i rozrzucenie rozluźnionych ramion w skoku lub obrocie w przyciągnięciu i odepchnięciu niemego torsu partnerki. Podniesienie i opuszczenie wyciągniętej nogi i chwile bez ruchu – to tak jak Pani wspomniała zastygnięcie w niebycie – jest jak przekroczenie Hadesu, które trzeba opłacić bijącym sercem i oddechem. Aby w zamian otrzymać brawa do życia.
- Mowa ciała należy do podstaw komunikacji społecznej i interpersonalnej, a wystąpienia publiczne wykłada się na uczelniach. Studenci odczuwają niejednokrotnie wielką tremę i stres przed takimi próbami, przed publicznym zabraniem głosu. Nie zawsze są świadomi własnego ciała i jego możliwości. A mowa ciała to tajemny alfabet, odbierany naszymi zmysłami i podświadomością. Pan ma ten dar. Jak długo uczył się Pan własnego ciała i jego możliwości w zakresie wyrazu artystycznego?
Uczę się nadal, ha, doświadczenie zawodowe oczywiście ma znaczenie, ale trema i nowe projekty, których jestem autorem, już stawiają przede mną emocjonalny ładunek – i tylko się modlę, aby nie wybuchnąć… Ha… alfabet ciała. On zawsze się zmienia, jakie byłoby nudne, gdybym trwał w konkretnym kodzie utartych schematów wyrazu scenicznego. Przecież spotykam młode i wspaniałe artystki i to one inspirują mnie do poszukiwań nowych słów ciała. Czy mam dar? Może jestem zlepkiem wielu spotkań z innymi wielkimi artystami, których miałem zaszczyt spotkać po drodze mojej pracy. Może to wymiar wielu scen, które mogłem zaszczycić swoją obecnością, a może to role baletowe, które rzuciły mi wyzwanie do pokonania własnych słabości. Jedno mogę o sobie powiedzieć, że byłem i jestem uparty w swoich zamierzeniach artystycznych i wręcz upajam się tytaniczna pracą, która mnie napędzała i napędza do działania. Tysiące godzin na parkiecie sali baletowej i walki w imię sztuki. Tak moi drodzy czytelnicy, walki, tej która kształtuje charakter artysty baletu – choć ciało czasem mówi: „NIE, wystarczy czas odpocząć”. Życie baletmistrza to tylko przebłysk rampy teatralnego reflektora, który świeci prosto w oczy, aby ten moment istnienia na scenie zatrzymać na chwilę. Na zakończenie tej odpowiedzi, a propos daru – każdy człowiek posiada instynkt i operatywne działania tegoż instynktu mogą chyba mieć wpływ na kreację wyrazu scenicznego. Jednym słowem, są artyści, którzy czują się na scenie jak ryby w głębokiej wodzie.
- Czy zdarzały się nieporozumienia w tym procesie komunikacji, specyficznym dialogu artysty z widzem?
Oczywiście, że tak – można by mnożyć sytuacje, które miały miejsce. Kiedy to widz wychodził ze spuszczoną głową i nic nie rozumiał, co artysta chciał wyrazić – kalecząc swoją wariację w nieprecyzyjnym wykonaniu. Mechanizm takich zdarzeń niestety zaprzecza estetyce baletowego kunsztu i odstrasza widza, który jest naocznym świadkiem potknięć solistycznych partii. Jeśli pójdę dalej tą drogą, to efekt tańca całego zespołu baletowego też jest powiązany z odpowiedzialnością za poziom i warsztat wydarzenia baletowego. Synchroniczny taniec to wyjątkowo trudna rzecz, utrzymanie prawidłowej formacji tak zwanego szyku – linii i przekątnych i dynamicznej operacji kanonów. To wielka góra trudności, którą artyści baletu powinni transportować w nienaganny sposób do widza. Jeśli to nie działa, to dialog z widzem zostaje zaburzony i czuje się niesmak i dyskomfort. W jednostkowej interpretacji ról mamy do czynienia z patosem gestów lub niewłaściwym pytaniem i odpowiedzią poprzez ciało. Nie będę przytaczał nazwisk ani imion artystów baletu, którym przytrafiły się takowe wpadki artystyczne – kiedy to solista zapomniał swojej sekwencji i nie potrafił odpowiednio zareagować na pytanie kolegi – dialog tancerzy i gra aktorska mają swoje konsekwencje i ustalone reguły. Kolega zapominalski zaczął improwizować, na co ten drugi, bogu ducha winny, zdębiał i zastygł w pozie wyczekującej, aż ten akt improwizacji spocznie w swojej kulminacji.
Koniec tego chaosu scenicznego eksplodował w garderobie, gdzie podczas przerwy artyści – a raczej artysta zapominalski zaczął rzucać krzesłem na znak dezaprobaty wobec reakcji swojego partnera scenicznego. Zaistniały konflikt, oczywiście był chyba niezauważalny dla widza – aczkolwiek pozostawił niesmak wykonawców.
- Mowa ciała artysty, gest i postawa sceniczna to Pana narzędzia pracy, tak jak dla rolnika traktor czy siekiera, jeśli można użyć takiego porównania, ale narzędzie, to narzędzie. Ciało to narzędzie, a scena tworzy warsztat pracy artysty. I tak wykuwa się doskonałość w postaci dzieła scenicznego, przeżywanego przez widza. Brawa to niemal narkotyk dla artysty, dający poczucie spełnienia. Czy często udawało się Panu osiągnąć ten stan?
Och, zaprawdę – artysta baletu musi niejeden raz ubrudzić sobie ręce i nie tylko. Powiem dosadnie – tancerz jest naznaczony cierpieniem i krwią. Więc moi drodzy rolnicy i inni przedstawiciele gospodarki narodowej, miejcie wzgląd na artystów baletu. Bo tak z wierzchu to ta mała rodzina kapie się w codziennym pocie za 10- 15 minut braw. Ktoś kiedyś powiedział, że tancerz baletu to skrzyżowanie zakonnicy i boksera – coś w tym musi być, bo walka na scenie jest powszechna i bohaterowie giną jak muchy w swoich kreacjach. Aby ponownie doznać odpuszczenie grzechów w postawie świętych duchów. Moi drodzy, czym są brawa, śmiem twierdzić, że to poniekąd niematerialne wynagrodzenie unosi artystów w stan zadowolenia i euforii – jest to pewne świadectwo prawdy o prawdziwym spotkaniu „prawdziwej miłości” dla sztuki. Choć czasem bywają gorzkie i fałszywe brawa – tak zwanych klakierów, którzy nabijają frekwencję i dementują co było dobre lub złe. Dla zacnego grona obiektywno-subiektywnych krytyków. Osobiście doświadczyłem takich paszkwili wobec rzeczywistej wartości premierowych spektakli. No cóż, czasami lepiej, jak światło szybko zgaśnie. Więc moje osobiste doświadczenie z aplauzem – było i jest zawsze wyjątkowym świętem – nawet jeśli na widowni zasiada garstka widzów. Dziękuję im zawsze tak samo jak przy pełnej widowni – kłaniając się z pokorą za ich przybycie.
- W książce „Ja, Spartakus” odsłania Pan kulisy pracy artysty nad rolą. Sporo napisał Pan tam o postawie i geście artysty na scenie. Opowie Pan o tym?
Chętnie, choć nie chcę powielać moich tez i zdradzać do końca wszystkich przemyśleń – aby pozostało coś dla czytelników książeczki o Spartakusie. A zatem – jak sam temat wskazuje, rola Spartakusa przyczyniła się do mojego przeobrażenia artystycznego. Był to niewątpliwie ciężar dramatu tego dzieła i emocjonalnego piękna, w którym mogłem brać udział. Co za tym idzie, dynamika tej postaci, uczyniła mnie nie tylko „gladiatorem” w przenośni – ale sprawiła, że zrozumiałem, na czym ten zawód polega. Tancerz jest w pewnym stopniu niewolnikiem własnych ograniczeń i to te ograniczenia stoją mu naprzeciw jako „Rzymski Krassus”, a drogę do wolności stanowią codzienny i systematyczny trening i próby. Postawą każdej kreacji jest świadomość sceniczna i to ona decyduje, że gest niesie widoczne przesłanie. Muzyka Arama Chaczaturiana i choreografia Jozefa Sabovcika były dla mnie źródłem inspiracji do odegrania tej wspaniałej roli. Na przestrzeni lat widzę, że to ma znaczenie – zabrałem tamten czas do obecnego – teraz zapomniany gest i postawa wciąż trzymają uśpiona iskrę, która utrzymuje mój żar do sztuki baletu, z którą mogę prowadzić dialog.
Dziękuję za rozmowę.
Pytania zadawała PM. Wiśniewska
Fot. Archiwum R. Komassy