Profesor usłyszał od swojego gościa: „Tyle książek… i pan to wszystko przeczytał?”. Odpowiedział mu: „Tak, a nawet niektóre sam napisałem”. Z nami Profesor rozmawia o książkach na lato i takich na całe życie.
- Ile książek przeczytał Pan Profesor w życiu?
Pewno sporo. Z pierwszego wykształcenia jestem polonistą, więc i przed pójściem na studia bardzo dużo czytałem, w czasie studiów po kilkanaście książek w tygodniu z ich opracowaniami włącznie, potem po studiach dla przyjemności i z obowiązku. Cały czas czytam. Poza tym żeby samemu napisać książkę, muszę całą masę innych przeczytać, nie dlatego żeby coś z nich ściągnąć, ale żeby rozszerzyć horyzonty myślowe. Oprócz tego czytam jeszcze propozycje do wydania, czyli maszynopisy, bo piszę ich recenzje dla wydawnictw. Wyrosłem w atmosferze, która sprzyjała czytaniu. W moim domu rodzinnym było bardzo dużo książek. Rodzice byli nauczycielami akademickimi, więc dbali o nowości i regularnie kupowali książki. Biblioteka moich rodziców liczyła blisko pięćdziesiąt tysięcy tomów, więc było w czym wybierać. Zbiory te, po śmierci rodziców, przejęła Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Witolda Gombrowicza w Kielcach. Teraz z żoną, która jest polonistką, mamy też nieźle zaopatrzoną bibliotekę. Przed laty połączyliśmy imponujące zbiory żony z moimi i dalej je uzupełniamy. Czas jakiś temu listonosz, gdy zobaczył w naszym domu ściany zastawione półkami, zdziwiony zareagował: „Tyle książek… i pan to wszystko przeczytał?”. Odpowiedziałem: „Tak, a nawet niektóre sam napisałem” i pokazałem mu półki z moimi autorskimi książkami i pod moją redakcją. Zaniemówił. Licząc „na metry”, jest ich blisko dwa!
- A jak Pan Profesor czyta, od deski do deski, czy zaczyna od ostatniej strony, a może w ramach tzw. szybkiego czytania? Jaką ma Pan Profesor „technikę czytania”?
Zależy. Każdą z tych technik stosuję. Te książki, które mnie bardzo interesują, czytam „od deski do deski”, te, które recenzuję, podobnie. Technika „szybkiego czytania” jest znakomita, ale bardzo rzadko z niej korzystam, bo niewiele potem pamiętam, co przeczytałem. Może to kogoś dziwić, ale czytam powoli, ze zrozumieniem, po cichu, tak jakbym czytał na głos. Wtedy, skupiony, wiem, co czytam, zapamiętuję tekst na długo.
- Woli Pan Profesor książki drukowane czy też e-booki lub audiobooki, ostatnio takie popularne?
Tylko drukowane, bo jestem, jak mówi moja żona, czytelnikiem-przestępcą, szkodnikiem. Gdy czytam, zakreślam te fragmenty, które mnie najbardziej interesują, ołówkiem, piórem, długopisem, obojętnie czym, co mam akurat w ręce i robię na marginesie notatki, dlatego też nie pożyczam książek od innych osób ani z biblioteki. Mam swoje. Wiem, że to nie wzór do naśladowania, ale nie potrafię inaczej książki „przetrawić”, przyswoić. Strony każdej książki zakreślam, zaginam te kartki, do których chcę wrócić, gdzie jest ważna myśl, ciekawy opis postaci. Nie ma to różnicy, czy to książka naukowa czy beletrystyka, zawsze czytam z ołówkiem w ręku. Jeśli chodzi o e-booki lub audiobooki, nie umiem się na nich skupić.
- Ma Pan Profesor jakieś swoje miejsce do czytania książek, czy może Pan to robić zawsze i wszędzie? Woli Pan czytać w świetle lampki czy może przy dziennym świetle, na świeżym powietrzu?
Zwykle przy moim biurku w gabinecie lub w wygodnym fotelu, czasami na leżąco, pora jest obojętna i miejsce też, czytam nawet, jak większość ludzi, na plaży. Wyłączam się, niczego i nikogo nie słyszę, jestem tylko z książką, jej tematem, problemami, a jeśli to dobrze zawiązana fabuła, to z bohaterami.
- Gdzie przechowuje Pan Profesor swoje książki? Przeliczył Pan je? Ustawia nowościami czy gatunkami? A może alfabetycznie? Bo niektórzy ludzie to wolą tapety ze wzorkiem książkowych grzbietów, efekt jest…
W naszym domu na półkach przymocowanych do ścian od podłogi do sufitu, szczególnie w gabinecie, też w sypialni, w pokoju dziennym, w jadalni, nawet pod schodami. Gdzie spojrzeć – książki. Nie liczyłem ich. Jest ich dużo, są pogrupowane. Naukowe tematycznie, a pozostałe gatunkami. Książki są pewnego rodzaju ozdobą, ale te moje nie wyglądają tak atrakcyjnie, jak te z kolorowymi grzbietami, przez niektórych kupowane tylko dla efektu wizualnego, bo i tak do nich nikt nie zajrzy. To tak jak dzisiaj z modą. Nie jest ważne to, by garnitur był dobrze skrojony, dobrze leżał na człowieku, ale żeby widoczna była metka z firmą. Tak samo jest z tymi kolorowymi grzbietami książek u niektórych osób, które wiedzą, że do dobrego tonu należy mieć więcej niż jedną książkę w domu, z ładnymi, właśnie kolorowymi grzbietami, a jaką książkę, to już obojętne, byle była na półce. Znam też takie osoby, które mają piękną bibliotekę, zadbaną, książki oprawione w skórę, pięknie wyglądające i też nich korzystają.
- Co z ostatnio wydanych pozycji i przeczytanych uznaje Pan Profesor jako godne polecenia dla innych?
Właśnie skończyłem czytać, wprawdzie nie najnowszą, bo z 2018 roku książkę Jordana Petersona 12 zasad życiowych. Antidotum na chaos. To autor, który ostatnio w Kanadzie i Stanach, a także i w Europie ma coraz więcej czytelników i zwolenników. Mówi o korzeniach naszej cywilizacji, pokazuje odwieczne prawdy o nas w świetle współczesnych problemów, odwołując się, między innymi do przykładów z literatury. Ta jego książka to w pewnym sensie kontynuacja myśli sir Johna Templetona zawarta w książce z 2012 roku Uniwersalne prawa życia. Książka Petersona jest ważna, bo pozwala się odnaleźć w świecie myśli postmodernistycznej. Peterson prostuje ścieżki i pokazuje, gdzie jest granica między dobrem a złem, uświadamia jak postmoderniści się zagubili i prowadzą nas nad przepaść. Gdy przyglądam się temu, co się dzieje obecnie w kulturze, polityce, gospodarce, gdzie bierze górę brak etycznych zachowań, coraz bardziej uświadamiam sobie, jak takie książki są potrzebne. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ludzie z dyplomami uniwersyteckimi poddają się tej fali, nie są odważni, by – jak Peterson – się głupocie postmodernistycznej przeciwstawić, przyjmują wszystko, co im silni, niedouczeni krzykacze, konformiści podpowiadają. Może to wynika z tego, że ci ludzie z dyplomami szkół wyższych nie zasłużyli na nie, kierują się tylko uczuciami, sympatiami i antypatiami, interesem, urażoną ambicją, a nie rozwagą, rozumiem, wiedzą. Ale o jakiej ich wiedzy mówimy, jak jej nie mają. Peterson mówi wyraźnie, że odwaga jest w wiedzy i ona daje siłę, mówi, że trzeba być odważnym, by być wiernym dobrym zasadom, nawet kosztem przyznania racji przeciwnikowi, ale trzeba do tego mieć jeszcze szlachetny charakter, a nie słaby, niewolniczy. Peterson uczy właśnie jak być wolnym, a nie niewolnikiem i jak wolność pojmować. Wskazuje na to, że największą głupotą i złem jest to, że ludziom bez zasad podoba się hasło „róbta, co chceta i niczym się nie przejmujta”, czyli nawołanie do tego, by nie liczyć się z kimś obok. Przypomina dobre zasady znane od wieków i mówi o nich w bardzo wdzięczny sposób, bez pouczania, bez zadęcia mentorskiego. Jestem też pod wrażeniem książki Adama Leszczyńskiego Ludowa historia Polski. To książka z 2020 roku. Mówi o tożsamości Polaków. To powinna być lektura dla tych, którzy nie tylko interesują się historią, ale chcą lepiej zrozumieć dzieje naszej ojczyzny, ale i swoich korzeni. Już jak przy historii jesteśmy, to polecam też książkę Tomasza Kosińskiego Rodowód Słowian, wydaną też w 2020 roku. Książka jest niestety bardzo torpedowana przez tych, którzy boją się prawdy, zarzucają autorowi – całkiem niesłusznie – konfabulację. Kosiński niemal każde zdanie w swojej książce opatruje przypisami i bogatą literaturą, niczego nie zmyśla, pokazuje, jak dawniej byliśmy mocni i z nami się liczono w Europie. Poprawia nam nastrój, a to ważne! A jak już o sile Polaków w świecie mowa, to dlaczego nikt nie torpedował i nie torpeduje trylogii amerykańskiej W ślady Kolumba Melchiora Wańkowicza, w której wyraźnie Wańkowicz pokazuje, jak Polacy uczyli Amerykanów kultury i przyczynili się swoimi pomysłami do rozwoju ich kraju?
- Wakacje, urlopy – to powinno sprzyjać czytaniu książek, co by Pan Profesor polecił z ostatnich nowości polskich czy światowych dla różnych kategorii czytelników, kobiet, mężczyzn, nastolatków?
Nie wiem, czy to literatura dla wszystkich: kobiet, mężczyzn, nastolatków, ale polecam najnowszą książkę Kazimierza Orłosia Powrót. Opowiadania, ich rzecz dzieje się na Mazurach, w Bieszczadach, w Warszawie i jej okolicach. Orłoś wybornie zarysował bohaterów, podobnie oddał też klimat sprzed lat. To „poezja prozy” (!). W czasie wakacji dobrze jest poczytać reportaże o krajach, do których się jeździ na wypoczynek, by coś więcej wiedzieć o ludziach, którzy tam mieszkają. Nie mówię o przewodnikach, ale o reportażach. Dwa tygodnie temu wróciłem z Cypru. Zanim tam poleciałem przeczytałem reportaż Thomasa Orchowskiego Wyspa trzech ojczyzn. Reportaż z podzielonego Cypru (2021). Dzięki tej książce poznajemy skomplikowaną historię wyspy przez pryzmat osobistych przeżyć jej mieszkańców. Jak okoliczności pozwolą i nie będzie większych obostrzeń, mamy zamiar z żoną lecieć w sierpniu do Grecji. Już przeczytałem i polecam reportaż Dionisosa Sturisa Zachód słońca nad Santorini o problemach współczesnej Grecji. Po lekturze takich książek lepiej czujemy miejsca, w których jesteśmy i rozumiemy ludzi, którzy tam mieszkają.
- Którego autora uważa Pan Profesor za wschodzącą gwiazdę literatury?
Aż tak dokładnie nie śledzę rynku wydawniczego jak jeszcze do niedawna, bo przestałem pisać wydawnicze recenzje nowości beletrystycznych. Dokładnie śledzę nowości reporterskie. Nie odważę się wskazać nikogo, by nikogo nie skrzywdzić. Widzę za to duży potencjał w moich katowickichi wrocławskich studentach, którzy mają zaufanie do mnie i pokazują mi swoje próby literackie, reporterskie. Wielu z nich ma ogromne szanse na sukces. I tego im życzę. Cieszą mnie sukcesy moich studentów krakowskich, absolwentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, m.in. Aleksandry Lipczak, autorki znakomitych reportaży o Hiszpanii Lajla znaczy noc i Ludzie z placu słońca czy już nie najnowszy, ale aktualny reportaż bardzo dobrze przyjęty przez krytykę, Brygidy Grysiak Wybrałam życie. Pytała Pani o e-booki czy audiobooki. Ich nie słucham, ale słucham reportaży radiowych, najczęściej gdy jadę gdzieś samochodem. Z dumą słucham reportaży Antoniego Rokickiego, mojego studenta z seminarium reportażu z Uniwersytetu Warszawskiego.
- A jeżeli chodzi o literaturę ponadczasową, po jakie tytuły powinien sięgnąć każdy miłośnik czytelnictwa?
Zwykle jednym tchem wymieniam, gdy pytają mnie też o to studenci: Wojnę i pokój oraz Annę Kareninę Tołstoja, Braci Karamazow i Zbrodnię i karę Dostojewskiego, opowiadania Czechowa, Panią Bovary Flauberta, Buddenbroków Tomasza Manna, Profesora Unrata Henryka Manna, nowele Dublańczycy, Portret artysty i Ulissesa Joyce`a. Przy Ulissesie ciężko wytrzymać, ale trzeba choćby we fragmentach znać ze względu na technikę „strumienia świadomości”. Czerwone i czarne i Pustelnię parmeńską Stendhala, Hackelberry Finn Marka Twaina, Winnetou i Old Surehand Karola Maya, Sigrid Undset Krystyna córka Lavransa, dalej Otwartą łódź i Niebieski hotel Stephana Crane`a, ale też książki Kiplinga, Hemingwaya, Steinbecka, Faulknera, Mario Puzo Ojca chrzestnego, gdzie jest pełno aktualnych maksym życiowych, Heinricha Boella Utraconą cześć Katarzyny Blum – znakomitą książkę i aktualną na dzisiejsze czasy, błyskotliwy pamflet na media masowe oraz głos w dyskusji o demokracji, Dobravkę Ugresic i jej Kulturę kłamstwa, w której autorka uczy jak być sobą, Frederick`a Forsyth`a Dzień Szkala, także Doktora Żiwago Borysa Pasternaka, który pokazuje kameleońskie postawy niektórych bohaterów, szczególnie Komarowskiego, Małego księcia Saint-Exuperiego, Irwina Shawa Pogodę dla bogaczy i Lucy Crown, Amosa Oza Czarną skrzynkę, duet pisarski Nicci Gerard i Seana French, piszący pod pseudonimem Nicci French Fatalna namiętność. Z polskich pisarzy koniecznie Sienkiewicza, Prusa, Reymonta, Żeromskiego, Ossendowskiego i jego książkę pt. Lenin, Iwaszkiewicza, Kuncewiczową, Dąbrowską, Nałkowską, Mrożka, Nowakowskiego. Polecam też Dołęgę-Mostowicza. Jest znakomity i faktycznie się od niego „oderwać nie można”. Pisarze, których wymieniałem, a zdaję sobie sprawę, że wielu ważnych pominąłem, uczą, czym jest honor, pokazują charakter różnych ludzi, zachowanie godne i wstrętne, dlatego łatwiej nam po lekturze tych książek odnaleźć się we współczesnym świecie, zdystansować się do wszechobecnej teraz postmodernistycznej głupoty. Wiem, że wielu ważnych i dobrych pisarzy pominąłem, listę mógłbym zrobić jeszcze dłuższą, ale nie sposób wszystkich wymienić.
- A jaka jest ulubiona książka Pana Profesora, taka po którą sięga Pan wciąż i wciąż? Bo gdybym ja miała wskazać taką pozycję to wahałabym się między „Anią z Zielonego Wzgórza”, „Czarodziejską Górą T. Manna oraz J. Salingerem, czyli książkami dzieciństwa i młodości. Bo chyba te właśnie książki zapadają najgłębiej w serce i duszę.
Każdy ma swoje ulubione. Szczerze? Dla mnie Lalka Prusa. To miłość od pierwszego wejrzenia. Przeczytałem ją po raz pierwszy, gdy miałem czternaście lat. Sporo w niej mądrości, a oprócz tego humoru, barwnych opisów postaw różnych postaci, aktualnych i dziś. Jeśli chodzi o bohatera Lalki był bardziej odważny niż bohater Czarodziejskiej góry. Stanisław Wokulski łamał konwenanse, Hans Castorp z powodu przestrzegania zasad grzecznościowych nie śmiał się zbliżyć do ukochanej i może lepiej na tym wyszedł… Powiem, że bardzo często wracam do Lalki i po nią sięgam, ale też nie zapominam o Żeromskim. Gdy się czyta jego utwory, to tak jakby słuchało się symfonicznego utworu muzycznego. Moim zdaniem, Żeromski to majstersztyk prozy. A tak prywatnie, kiedy zmarła moja mama, zacząłem czytać od dnia jej śmierci, prawie codziennie jak ksiądz brewiarz, jej wiersze, których treść była dla mnie wcześniej odległa. Otwieram jej tomy na chybił trafił i znajduję w nich teraz wiele wskazówek życiowych, podpowiedzi, jak dystansować się do problemów i łatwiej mi odnaleźć spokój. Ale do tej poezji, filozoficzno-religijnej, musiałem dojrzeć.
Dziękuję za rozmowę.
Pytania zadawała Paulina M. Wiśniewska
Autorka foto: Renata Misz-Zmorzyńska
Zachęcamy do lektury książek prof. K. Wolnego-Zmorzyńskiego