Aktualności

Przechwytywanie

Rozmawiamy z lek. wet. Dorotą Simińską o usankcjonowanym okrucieństwie wobec zwierząt. 

  • Niebawem na rynku ukaże się książka pod redakcją prof. E. Krajewskiej-Kułak z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku o badaniach i eksperymentach na zwierzętach. Na rynku księgarskim nie ma zbyt wiele pozycji traktujących o tym problemie. Dlaczego?
  • Dlatego, że to temat obnażający nasze okrucieństwo i obojętność na cierpienie. Nie znamy granic, jeśli wynik badań może okazać się „sukcesem” naukowym lub finansowym.

Fot. Okładka książki /zapowiedzi wydawniczej/

eksperymenty_okładka _całosć

  • Wnioski z tej publikacji są dosyć przerażające. Przede wszystkim w zakresie liczby zwierząt doświadczalnych i laboratoryjnych, wykorzystywanych w każdej niemal gałęzi gospodarki – farmacji, hodowli, kosmetologii, motoryzacji. Zwierzęta te poddawane są doświadczeniom i badaniom bez środków znieczulających, całe swoje życie spędzają w klatkach oraz specjalnych konstrukcjach, uniemożliwiających im poruszanie się czy drapanie swędzących, bolesnych miejsc. Lektura tej książki poraża. Zastanawiam się, jak to możliwe, że ludzkość doprowadziła do tak przerażających aktów okrucieństwa zinstytucjonalizowanego wobec miliardów bezbronnych zwierząt. Ma Pani jakieś wytłumaczenie tego zorganizowanego okrucieństwa?
  • W pewnym sensie już odpowiedziałam. Nasz gatunek nie ma sobie równych, jeśli chodzi o hipokryzję. Otulona futrem z lisów „dama” czule tuli swojego rasowego pupila, a naukowcy prezentujący nowoczesną protezę ręki nie wspomną nawet, że jest okupiona tysiącem rąk szympansów. „Kupujemy” bez zmrużenia oka miłość do malutkiego pieska, jak i osiągnięcia medycyny czy kosmetologii, bo tak jest łatwiej z nich korzystać.
  • Badaniami i eksperymentami na zwierzętach zajmują się naukowcy, wykształceni, inteligentni ludzie, którzy powinni rozumieć, że zwierzę to nie rzecz, tylko czująca istota. Ale chyba nie rozumieją?
  • Doskonale rozumieją, ale równie doskonale umieją to zepchnąć poza nawias rozumienia. Przecież „pracują dla dobra ludzkości”, a to cel uświęcający najgorsze okrucieństwo.
  • Z czego wynika takie postępowanie człowieka wobec zwierząt? Z religii? Z kultury? Z chęci zysków? Wiem, że nie jest Pani filozofem czy psychologiem, ale od dawna zajmuje się tym problemem, ma swoje przemyślenia i właśnie o nie pytam.
  • Ze wszystkich, wymienionych przez Panią powodów i w ogromnej mierze z braku rzetelnej edukacji. Jeśli do programu szkół nie wejdą podstawy człowieczeństwa, którym się tak chełpimy, nic się nie zmieni. Wartości takie jak współczucie, odpowiedzialność, uczciwość, przyjaźń, lojalność, prawdomówność czy po prostu szacunek, od wielu lat pukają do szkolnych drzwi. Nikt ich nie wpuszcza. Nauczyciele mają w programie życie eugleny zielonej, a nie szczura, królika, psa, świni czy krowy. Nie mówią, że to jak my, ssaki i kręgowce. Że czują jak my, kochają i cierpią jak my.  Z braku „woli politycznej”, by ten stan rzeczy zmienić.  Jednak strach przed utratą zysków z okrutnych procederów jest silniejszy niż człowiecza litość.
  • Badania i eksperymenty na zwierzętach to źródło potężnych zysków, dzięki temu też mnóstwo naukowców porobiło wspaniałe kariery, tyle że znaczone one są niewyobrażalnym cierpieniem wykorzystanych zwierząt. Tak po prostu jest i już. Znowu pytanie – jak to możliwe? I jak Pani, pełna empatii wobec zwierząt, radzi sobie z tą świadomością?
  • Nie radzę sobie.
  • Jak wyglądały Pani studia weterynaryjne, też ćwiczyliście na żywych zwierzętach? Albo zabijaliście je, by poznać np. w ramach anatomopatologii budowę wewnętrzną czy obraz zmienionych chorobowo narządów tego martwego zwierzęcia?
  • Studia skończyłam przed czterdziestu laty. W czasach trudnych, siermiężnych i niespokojnych. Nie zabijaliśmy zwierząt, ale pamiętam ćwiczenia w rzeźni. Nie chcę o tym pisać, bo do tej pory boli. Tak samo jak owce i króliki z elektrodami w mózgach. Patrzyliśmy na to jak na coś oczywistego, bo przecież „w imię nauki”.
  • Czy w trakcie studiów weterynaryjnych jakiekolwiek zajęcia poświęcone były empatii wobec zwierząt, czy uczono studentów weterynarii, że zwierzę to czująca istota?
  • W moich czasach zamiast etyki zawodowej była filozofia marksistowsko- leninowska. Też niezbyt empatyczna. Mimo to wielu z nas czuło i czuje to, co powinien czuć każdy Człowiek. Wszystko zależy od przyczyny, dla jakiej zostajemy lekarzami zwierząt. Czy naprawdę chcemy stać po ich stronie, czy też mamy inne priorytety.
  • Czy na akademiach tudzież uniwersytetach z kierunkiem weterynaryjnym przetrzymuje się zwierzęta do badań i doświadczeń? Jakie to zwierzęta i co się z nimi robi, jakim zabiegom są poddawane?
  • Tak jak już wspomniałam, uczelnia z moich czasów to zupełnie inny obraz niż obecnie. Pamiętam, że najwięcej tak zwanych doświadczalnych zwierząt było w Katedrze Fizjologii. Wspomniane wcześniej owce, króliki i wiele innych. Warunki ich przetrzymywania były dość prymitywne, ale cierpienie pewnie takie samo jak w nowoczesnej klatce. Nie mam pojęcia, jak jest dziś i mam nadzieję, że zminimalizowano, jeśli w ogóle nie zrezygnowano z tego typu „badań dydaktycznych”.
  • Moje ostatnie pytanie związane też jest z Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu, gdzie od kilku lat przetrzymywano psy rasy beagle do ćwiczeń ze studentami weterynarii. Pisano o tym w poznańskich gazetach, bo okoliczni mieszkańcy skarżyli się, że ze względu na przeraźliwe wycie tych psów nie mogą spać. Psy wyją, „płaczą” nocami, cierpią z powodu braku bliskości i własnego domu, jak wynika z artykułu opublikowanego w „Głosie Wielkopolskim” – https://plus.gloswielkopolski.pl/poznan-psy-z-uniwersytetu-przyrodniczego-trzymane-sa-w-zlych-warunkach/ar/13461796 oraz NaszeMiasto.pl https://poznan.naszemiasto.pl/poznan-mieszkancy-nie-moga-spac-bo-na-uniwersytecie/ar/c1-7336701. Pracownicy uczelni na pewno mają swoje psy, o które dbają i które kochają. Ale w tym przypadku jakoś zabrakło im chyba empatii wobec tych zwierząt pozbawionych domu i kochającego je opiekuna… Jak Pani to skomentuje, czy tego typu postępowanie uczelni jest dla Pani zrozumiałe i akceptowalne?
  • Zacznę od tego, że jakiekolwiek przetrzymywanie zwierząt w niezgodnych z gatunkowymi potrzebami warunkach jest złem. W przypadku psów rasy beagle należy pamiętać, że to rasa „wyprodukowana” w celach łowieckich i kiedyś przetrzymywana w psiarniach. Mam nadzieję, że gdyby psy nie były rozdzielane do boksów, mogły razem spać i bawić się, brak domowej kanapy byłby do zniesienia. Mimo to uważam, że czy beagle, kundelek czy chart to dalej pies domowy. Lubi mieć psie towarzystwo, ale jego miejscem zamieszkania powinien być ludzki dom. I ludzie chyba raczej wolą nie wiedzieć, nie znać faktów. Nie chcą poznać prawdy dotyczącej usankcjonowanego okrucieństwa wobec zwierząt, ukrytego w opakowaniu pudru do twarzy, kremie, kroplach do oczu czy silniku samochodu. Zastanawiam się, czy ktoś sięgnie po tę książkę pt. Eksperymenty i badania na zwierzętach, porażającą informacjami, prawdą o tym, co człowiek robi zwierzętom. Mam nadzieję, że sięgnie po nią jak najwięcej rąk, a te podadzą sumieniu prawdę.

Dziękuje za rozmowę. I przyznam, że ja też sobie zupełnie nie radzę z tą świadomością, co człowiek robi ze zwierzętami, i to w tak masowej skali, a z drugiej strony to jakiś fenomen, że tak mało ludzi w ogóle się nad tym zastanawia. I to także ludzi wykształconych, którzy przecież powinni. Oni mają serca, ale nie czują. Mają umysły, ale ich nie używają albo też używają wybiórczo, coś tak jak koń z klapkami na oczach. I nierzadko mają tytuły profesorów… Okrutne, niepojęte. To mój komentarz do tego, co się dzieje na uczelniach i w laboratoriach badawczych. Komentarz wyrażający totalną bezradność wobec usankcjonowanego okrucieństwa gatunku ludzkiego wobec zwierząt. Tym bardziej dziękuję przy tej okazji prof. Elżbiecie Krajewskiej-Kułak, że zechciała się naukowo pochylić nad tym tematem. A Pani dziękuję za to, że Pani jest i mówi o właściwym traktowaniu zwierząt, ale to tak trochę głos wołającego na puszczy. Ale jest. Może więc ktoś usłyszy.

Pytania zadawała Paulina M. Wiśniewska

IMG_0344 kopia lekki retusz kopia_zmn