Rozmowa z Anną Bieczyńską, architektem pracującym w Berlinie, sympatyczką zdrowego stylu życia oraz pasjonatką sztuk wizualnych. Ale przede wszystkim – autorką logo naszego Wydawnictwa.
- Jest Pani autorką logo wydawnictwa. Skąd pomysł graficzny?
Zostałam zaproszona do przygotowania logo, którego punktem wyjścia miało stać się drzewo z rysunku zrobionego przeze mnie piórkiem wiele lat temu. Bardzo spodobał mi się ten pomysł. Taki motyw wykonany tuszem na papierze to dobra baza do stworzenia atrakcyjnego wizualnie znaku graficznego. Powstało wiele pomysłów i ten właśnie został wybrany. Bardzo dziękuję Wydawnictwu za to wyróżnienie.
- To my Pani dziękujemy za piękne i i inspirujące logo! Czy chętniej Pani rysuje odręcznie czy preferuje grafikę komputerową?
Zdecydowanie wolę rysunek odręczny, ale też lubię czasem bawić się, eksperymentować i mieszać obie formy projektowania. Dużo pracowałam z komputerem, ale te najbardziej satysfakcjonujące projekty powstały w oparciu o tradycyjne techniki graficzne.
- Jest Pani również projektantką kilku okładek do książek wydanych przez nasze Wydawnictwo. Jak Pani wspomina te projekty?
Bardzo dobrze je wspominam. To bardzo urozmaicone i satysfakcjonujące doświadczenie projektowe. Jest kilka publikacji z okładkami mojego autorstwa, które szczególnie lubię. Niektóre z nich były też bardziej pracochłonne, choć wydają się proste. Wszystkie tego rodzaju projekty rozbudzają wyobraźnię i rozwijają.
- Czy istnieje ‘sprawdzony’ przepis na okładkę?
Oczywiście są pewne zasady projektowania graficznego, pewnego rodzaju ‘kod’. Jednak każdy tytuł to osobna historia, niepowtarzalny tekst i, w moim przekonaniu, odpowiednio na taką okładkę zasługuje. Najlepszym przepisem jest zaproszenie do współpracy takiej osoby, która zapozna się z treścią książki, umie uwypuklić jej kluczowe punkty albo jakąś myśl przewodnią w tym krótkim przekazie graficznym, niejako przetłumaczy książkę z języka pisanego na język wizualny, zobrazuje ją w atrakcyjny dla odbiorców sposób. Ważna jest także współpraca autora książki z autorem okładki, porozumienie się odnośnie projektu.
- Która dziedzina projektowania jest Pani bliższa, co w nich jest interesującego?
Ale ja bardzo cenię sobie wszystkie twórcze zadania. Architektura jest zdecydowanie bardziej technicznym zajęciem. Trzeba w niej uwzględnić wiele danych pochodzących z zewnętrznych źródeł, pracuje się w większym zespole, trzeba skoordynować wiele branż. W projektowaniu graficznym można puścić wodze wyobraźni. Projekty architektoniczne mają dłuższe terminy realizacji, ale z projektami graficznymi autor tak samo może się związać. Do każdej okładki podchodzę bardzo indywidualnie, tak jak i do architektury.
- Wielu ludzi zwraca uwagę, że współczesne miasta nie są tak piękne jak dawniej. Jak ocenia Pani współczesną architekturę?
Piękno to rzecz gustu. Na pewno współcześnie projektuje i buduje się zupełnie inaczej. Często formy, które są nam znajome, budzą nasze zaufanie i sympatię, więc to bardziej pytanie do psychologa (śmiech). W ostatnich latach zaczęto zwracać większą uwagę na jakość rozwiązań budowlanych, na przykład na ich wpływ na środowisko i klimat. To bardzo dobre podejście.
- Które miasto podoba się Pani bardziej z dwóch, w których mieszkała Pani najdłużej – Berlin czy Wrocław? I dlaczego?
To bardzo trudne pytanie, gdyż te miasta tak na prawdę są bardzo do siebie podobne. Jeśli miałabym wskazać różnice, to na pewno w zakresie organizacji komunikacji publicznej. W tym obszarze jest we Wrocławiu jeszcze dużo do zrobienia.
- Czego Pani najbardziej brakuje w przestrzeni współczesnych miast w Polsce? Gdzie są największe zaniedbania, co należałoby poprawić?
Myślę, że polskie miasta rozwijają się i możemy spodziewać się kolejnych pozytywnych zmian. Dużo zrobiono dla poprawy jakości przestrzeni publicznej. Ale wiele leży też w gestii użytkowników. Grodzone osiedla świadczą o tym, jak jesteśmy do siebie nastawieni jako społeczeństwo.
- Które polskie miasto jest najciekawsze urbanistycznie i dlaczego?
Jest wiele ciekawych miast w Polsce i każde ma własny niepowtarzalny charakter. Pod względem przestrzennym Poznań jest całkiem wygodnym miejscem do życia. Bardzo lubię Lublin. Jeśli miałabym wybrać miasto, w którym mogę odpocząć, byłby to Sopot.
- Podróżowała Pani po całym świecie – które miasto wywarło na Pani największe wrażenie i co w nim podobało się Pani najbardziej?
Mieszkałam stosunkowo długo za granicą, ale do wielu ważnych miejsc jeszcze nie pojechałam i nie sądzę, że uda mi się zwiedzić wszystkie, które bym chciała. Ostatnio byłam kilka dni w Lizbonie oraz okolicach i bardzo polecam.
- Czy to jest tak, że przestrzeń zurbanizowana ma wpływ na ludzi, na to jacy są, jak spędzają czas? „Mieszczuchy” w różnych miastach są różni czy raczej tacy sami?
Zdecydowanie ma wpływ. Dlatego ważne jest dbanie o jakość przestrzeni wspólnej, celowo nie użyłam słowa ‘publicznej’. Proszę zwrócić uwagę na przekaz, jaki ten niuans ze sobą niesie.
Na pewno każde miasto pozostawia ślad na swoich mieszkańcach, czy to w kwestii upodobań stylu życia, czy mentalności. Ale zachodzące zmiany socjodemograficzne sugerują, że te różnice będą się w pewnych aspektach zacierały. Także dla życia w mieście w ogóle jako takiego będzie coraz mniej alternatyw. Tym bardziej powinniśmy dołożyć starań o dobrą przestrzeń w naszych miastach.
- Jest Pani z zawodu architektem – czy to łatwa praca w dzisiejszych czasach?
Na pewno nabierająca pewnej nowej dynamiki, co zresztą nie odróżnia jej od wielu innych zawodów. Taka jest współczesna tendencja.
- Czy w tym zawodzie łatwej mają kobiety czy mężczyźni? A może nie ma różnicy?
Ten zawód jest na pewno zarówno bardzo atrakcyjny jak i bardzo wymagający, tak dla kobiet jak i dla mężczyzn. To bardzo konkretna profesja.
- W pewnym momencie swojego życia postawiła Pani na innych kierunek wykształcenia i zaczęła studiować rolnictwo, dlaczego?
Miałam taki czas w moim życiu, kiedy potrzebowałam odmiany i innej perspektywy. Wracając do tamtego czasu myślę, że był to dobry wybór. Poza realizacją moich zainteresowań zdobyłam sporą wiedzę w materii gospodarczej, społecznej, przyrodniczej czy przestrzennej. To, tak jak architektura, bardzo wszechstronne wykształcenie.
- Czego najbardziej zaskakującego dowiedziała się Pani w trakcie studiów rolniczych?
Każdy chwali swoje, ale rolnictwo to ważny dział gospodarki, na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy.
- Ludzie generalnie nie wiedzą, skąd się bierze co w zakresie żywności. Dzieci myślą, że „mięsko” jest z marketu. Dorośli na przykład są zdziwieni, że mleko może pochodzić tylko od cielnej krowy i że potem często cielęta są natychmiast zabierane od matki, a krowy idą na rzeź, gdy już maksymalnie trzy-cztery razy urodzą młode. Podobnie jak mieli się „zbędne” koguciki, zachowując kury nioski. Kulisy masowej produkcji żywności są dosyć przerażające.
W zakresie świadomości, jaki wpływ wywieramy na nasze otoczenie, dużo jest do zrobienia. Młodsze pokolenia są dużo bardziej świadome od nas. Dużo zależy od edukacji, ale też od zmiany przyzwyczajeń.
- Wszechobecnej chemii w żywności też nie da się uniknąć, a raczej – jest to niezmiernie trudno. Pola rzepaku traktuje się pestycydami, bo to najłatwiejsze, a potem kupujemy olej rzepakowy, myśląc, że „zdrowy”. Wszystko nafaszerowane jest chemią. Pani stara się odżywiać zdrowo, czy to się udaje? Jak to zrobić, tak na co dzień?
Tak samo jak pochodzenie żywności, ważne są procesy, jakim jest poddawana podczas przetwarzania. Odrobinę czasu jaki oszczędzamy wybierając półprodukty, czy gotowe dania, zainwestujmy w znalezienie takich dobrego pochodzenia. Zamiast spędzać czas przed telewizorem zainteresujmy się, co dobrego jest w naszym regionie. Wspierajmy dobre inicjatywy, projekty. Wszystko zależy od tego, jak ustawimy nasze priorytety. Nasz wybór ma znaczenie.
- Ile czasu dziennie zajmuje Pani przygotowywanie zdrowych posiłków?
Trudno mi konkretnie odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli mam czas, inwestuję go więcej, na stole są świeże warzywa, bawię się tym co robię. Kiedy jest go mniej, w mojej kuchni automatycznie jest więcej gotowanych potraw, które można przechować w lodówce lub zamrozić.
- Pani ulubiony przepis?
Rzadko sięgam po przepisy. Mam własne ‘wydeptane ścieżki’. Ostatnio lubię sałatki, najpierw sprawdzam, co jest dostępne pod ręką. Często jeden składnik występuje w różnych rolach. Taką gwiazdą jadłospisu jest u mnie marchew. Sprawdza się w roli głównej, sałatkach a nawet jako sok. Drugie miejsce należy do buraka. Są tanie, regionalne, dostępne przez prawie cały sezon, łatwe w przechowaniu, a nawet do kupienia jako eko. Ostatnio lubię połączenia marchew-pomarańcza albo burak-sezam. Taki duet albo dostępny w sezonie produkt staje się bazą do dalszych kreacji, wokół tego przygotowuję moje dania.
Ale jest jeden przepis na deser, z którego zawsze korzystam – kulki kokosowe alá ‘bounty’ ze strony internetowej Anny Lewandowskiej.
- Ekologicznemu podejściu do żywności towarzyszy też szacunek wobec świata roślin. Nie wyrzuca Pani roślin, tylko przekazuje albo wymienia – w jaki sposób?
Przez kilka lat prowadziłam w internecie grupę wymiany roślin. Bardzo dobrze to wspominam i cieszę się że mogłam być inicjatorką takiego przedsięwzięcia.
- Jest Pani też dyplomowaną instruktorką jogi. Jak wspomina Pani pobyt w Indiach i kursy?
To był bardzo udany i inspirujący czas. Poznałam tam wielu ciekawych ludzi i dużo się od nich nauczyłam.
Także w zakresie zdrowego odżywiania.
- Pani pasją jest też sport bardziej energiczny – uprawia Pani jogging oraz gra w kometkę, osiągając sukcesy. Dlaczego akurat te dwie dziedziny sportu?
Teraz już mniej gram. Myślę, że zmieniłam trochę perspektywę. Każda dyscyplina sportu na swoje mocne i słabsze strony. Na pewno siłą badmintona jest możliwość gry zespołowej, mój pierwszy puchar zdobyłam w grze podwójnej pań. Bieganie, do którego wróciłam ponownie po latach, uczy wytrwałości i daje elastyczność w planowaniu treningu.
- Przejechała Pani też setki kilometrów rowerem. Który wypad uznaje z perspektywy czasu za najciekawszy?
Najciekawsze ze wszystkich urlopów jakie miałam były moje rowerowe wakacje w Polsce. Szczególnie dobrze wspominam tydzień na szlaku ‘Green Velo’ – wschodnim szlaku rowerowym w Lubelskiem i na południu Podlasia oraz ‘Velo Dunajec’, w czasach kiedy jeszcze niektóre odcinki tej trasy były w budowie. Panowała tam entuzjastyczna atmosfera osób zaangażowanych w projekt, a przy tym spokój jaki emanuje w tamtym regionie i malownicza okolica – są idealne na plany urlopowe. Planując czas wolny myślę czasem, jak fajnie byłoby tam kiedyś wrócić.
- Wiele lat tańczyła Pani też tango, a nawet była u jego ‘źródeł’. Jest w tym tańcu jakaś magiczna siła, bo świat oszalał na punkcie tanga… Gdzie tkwi ta tajemnica sukcesu tanga?
Tango przeszło renesans, jest szczególne. Zostało uznane przez UNESCO za niematerialne dziedzictwo kulturowe. Jest niepowtarzalną synergią życia społecznego, kultury, ekspresji siebie poprzez taniec i muzykę. Jego siłą jest też to, że zawsze można do niego wracać.
- Namiętnie Pani fotografuje, może się Pani poszczycić wieloma dyplomami i wygranymi konkursami. Co najchętniej bierze Pani „na obiektyw” – ludzi, architekturę, sztukę, przyrodę i dlaczego?
Teraz już nie tak często. To były głównie czasy mojego dorastania. Zaczynałam fotografując aparatem analogowym 35mm i obiektywem ze stałą ogniskową. Myślę, że to był taki czas, ‘branie na obiektyw’ świata, obserwacja tego co mnie otacza. Dużo się z takim obiektywem nabiegałam. W każdy kadr wkładało się wtedy wysiłek. Kiedyś także dużo rysowałam, malowałam. Teraz nie ma na to czasu. Co jest szczególne w fotografii, to że nierzadko nasz własny aparat pokazuje świat inaczej niż nasze własne subiektywne spojrzenie i się z tym konfrontujemy. W pewnym momencie zbudowałam własną camera obscura i zrobiłam tym aparatem kilka niesamowitych zdjęć. Fotografowałam nawet ‘w terenie’ kamerką internetową, kiedy fotografia cyfrowa była jeszcze dla pasjonatów fotografii w zasadzie niedostępna. Jakie zdjęcia się udały, wiedziałam dopiero po powrocie do domu i zgraniu plików. To było dwadzieścia lat temu. Teraz mamy aparat cyfrowy w każdym smartfonie. Myślę, że eksperymentowanie z fotografią uczy akceptacji innej percepcji niż nasza własna. To mnie chyba w fotografii pociągało najbardziej.
- A jakie nowe plany, na nowe aktywności?
Mam wiele pomysłów, czasem kilka na minutę (śmiech). Na pewno powrót do aktywności sportowej. W zasadzie wszystko, co zostało zaniedbane w czasie pandemii, a do czego warto wrócić, więc założenia nie są nowe, wiele się nie zmieniły. Oprócz sportu, chyba podróże. Ostatnio sporo podróżuję palcem po mapie. Jeszcze ostatecznie nie zdecydowałam, dokąd się wybiorę na wakacje w tym roku, ale mam trochę czasu i samo poszukiwanie celu już jest swego rodzaju podróżą.
- Dla niejednego człowieka zajmowanie się aż tyloma aktywnościami przyprawiłoby o zawrót głowy. Jak się Pani udaje to wszystko ogarnąć?
To zasługa układającego pytania, że można mnie tak postrzegać. Ludzie mają chęć poznawania świata i tę pasję z powodzeniem realizują. W dzisiejszych czasach stało się to dużo prostsze. To nie jest tak, że robię wszystko na raz. Wielu z wymienionych aktywności nie ma na co dzień w moim kalendarzu. Zanim podjęłam decyzję aby zostać architektem, lubiłam coś ‘zbudować’, stworzyć od zera coś co ‘działa’, wykreować jakąś rzeczywistość, dwu- lub trójwymiarową. Wtedy był na to czas. Próbowanie różnych rzeczy rozwija i inspiruje. Uczy, w czym może jesteśmy dobrzy lub co lubimy, daje nam wiedzę o nas samych. Można zatem powiedzieć, że poznawanie świata jest autopoznawcze, gdyż wchodzimy z tym światem w jakąś interakcję. Nic z tych doświadczeń nie przepada, a do niektórych wraca się jak do starych przyjaciół. Każde z nich jest budujące.
- Co tak aktywna osoba mogłaby doradzić tym mniej aktywnym, którzy może by chcieli, ale nie wiedzą, jak zacząć? Albo czują za mało energii? Jak się zmobilizować, żeby się udało?
Wygląda to tak, jakbym miała image bardzo aktywnej osoby, a nie zawsze tak jest. Ale na pewno cechuje mnie otwartość na nowe doświadczenia, chęć podjęcia działań, wewnętrzna motywacja. Jak coś zrobić, żeby coś zrobić? Nie zwlekać. Po prostu zacząć, zrobić pierwszy krok.
Dziękuję za rozmowę.
Pytania zadała Paulina M. Wiśniewska
Zdjęcia ze zbiorów prywatnych A. Bieczyńskiej