Aktualności

Tanzfotografie-Kassel-Contemporary-Frühlingserwachen-091

Rozmawiamy z Romanem Komassą, tancerzem, baletmistrzem, odtwórcą wielu wybitnych ról baletowych, także autorem książek oraz poetą. 

  • Jak długo trwa edukacja w szkole baletowej? Ile lat poprzedza wejście na scenę baletnicy i baletmistrza?
  • W publicznych szkołach baletowych w Polsce, młodzież i dzieci przygotowują się do zawodu tancerza – tancerki przez dziewięć lat. W końcowym etapie edukacji absolwenci zdają egzamin końcowy – co przekłada się na dyplom zawodowego tancerza i tancerki. Równolegle przebiega proces edukacji przedmiotów ogólnokształcących z możliwością przystąpienia do matury. W zakresie szkolenia zawodowego stosuje się praktykę sceniczną – co umożliwia adeptom baletu nabyć doświadczenia scenicznego. Uważam za konieczne stosowania takiego programu edukacji i pełnego zaangażowania teatrów do pogłębienia praktyki scenicznej, co sprzyja świadomości uczniów i rozwija ich warsztat zawodowy. Obcowanie z bieżącym repertuarem pomaga poznać własne możliwości, to może sprzyjać do osiągania pozytywnych efektów i radości z tańca. Dlaczego to ma znaczenie? Proszę sobie wyobrazić dojrzałego ptaka gotowego do lotu, który jest zamknięty w klatce. Taką klatką oczywiście w przenośni poniekąd mogłaby być sala baletowa w szkole. Scena jest oknem na wolność, gdzie młodzi tancerze i tancerki mogą w pełnym wymiarze rozpościerać skrzydła – unosząc ciężką pracę artystyczną na piedestał baletowego kunsztu. Czas do pełnego i godnego ,,lotu tańca”, może trwać kilka lat lub być natychmiastowym objawieniem talentu w pełnym wymiarze.
  • W jakim wieku najlepiej rozpocząć kontakt z baletem klasycznym?
  • Zalecam wszystkim rodzicom, by kierować swoje pociechy do ognisk baletowych od 5. – 6. roku życia, wtedy można już kształtować maluszki do tego pięknego zawodu. Metody stosowane przez pedagogów baletu mają ogólny zakres rozwoju motoryki i muzykalności dzieci. Ten pierwszy etap spotkania z tańcem klasycznym – może zaowocować w przyszłości. Dzieci uczą się szybko i posiadają naturalną gibkość ciała, którą należy pielęgnować. Proszę się nie zrażać początkowymi efektami, to nie jest aż tak ważne. Choć rodzice czasami mają wygórowane oczekiwania. Uwierzcie, wasze pociechy posiadają w sobie olbrzymi potencjał i w procesie zabaw tanecznych nabywają właściwych umiejętności koordynacyjnych, potrzebnych w dalszym etapie życia. Oczywiście w publicznych szkołach baletowych istnieje rygorystyczny program edukacji, gdzie 8-9-latki każdego dnia ćwiczą arkana sztuki baletowej, aż do pełnej dojrzałości. Z przykładu własnej pracy pedagogicznej z dziećmi stwierdzam, że rytmiczne ćwiczenia sprzyjają w rozwoju psychofizycznym i wzmacniają więzi socjalne. Kiedy widzę zamknięty krąg uśmiechniętych buziaków, serce się raduje, cóż można więcej powiedzieć. Taniec klasyczny można pokochać – choć droga na sam szczyt wymaga poświęcenia.
  • Po tak wielu latach edukacji ile z kolei lat trwa kariera sceniczna baletnicy i baletmistrza?
  • Proszę Pani, artystów o wiek się nie pyta, bo scena innymi prawami się rządzi, przebywanie w różnych kreacjach sprawia, że czas staje się relatywny – a wiek, cóż, zmienia znaczenie i staje się nieistotny. Zmieniają się tylko role, do których trzeba się dopasować. Jeśli zdrowie nie szwankuje, można tańczyć do śmierci. A jeśli chodzi o karierę zawodową, to dzieło pewnego przypadku i indywidualnej dyscypliny – bez niej ani rusz w tej branży artystycznej. Osobiście przebywam już na scenie ponad trzydzieści lat i nadal mi mało artystycznych uniesień i tego dreszczyku emocji. No, ale to perspektywa własna – w przeciętnym i chyba statystycznym wymiarze artysta baletu może tańczyć na scenie do dwudziestu lat, jeśli nie dozna przypadkowej kontuzji, która wykluczy go z trajektorii baletowej podróży. Nie można zapominać o wyjątkowych predyspozycjach ponadprzeciętnych talentów, gwiazd scenicznych. To one pozostawiają największy ślad w pamięci widzów, czym jest prestiż i magia baletowej sztuki.
  • Wydaje się to niewspółmierne do wytężonej nauki w szkole baletowej… Długo trzeba się uczyć, a potem tak krótko trwa kariera sceniczna… Kiedy się przyrówna te dwie wartości, to aż dziw, że w ogóle ktokolwiek chce pokusić się o karierę baletową…
  • Ryzyko zawodowe w tej dziedzinie sztuki każdy nosi w sobie. Kto z powołania zdecyduje się iść tą drogą wyrzeczeń, musi się z tym liczyć, że czas bycia na scenie bywa ograniczony. Niestety fizyczna i mentalna strona tancerzy determinuje ich egzystencję. Może ten elitarny zawód, wymusza pewne zachowania i sprawia niewyobrażalny ciężar, który doprowadza do radykalnych konfrontacji z powszednim życiem. A to uświadamia z pragmatycznego punktu widzenia, dlaczego tancerka baletowa i tancerz w ogóle decydują się trwać na tym niestabilnym gruncie sztuki? Przecież cierpienie i zadawanie sobie świadomego bólu podczas ćwiczeń baletowych nie stanowi o masochistycznej naturze tancerzy, lecz o ich determinacji i woli walki. Poprzeczka tańca klasycznego jest wysoka, a istoty tej wartości można doświadczyć, kiedy otwiera się kurtyna przed spektaklem i opada w burzy braw. Ale proszę mi wierzyć, kto raz pokocha balet, już nigdy nie będzie pragnął czegoś innego. A czas poświęcony na edukację – zwraca się w oszałamiającym tempie. Bycie kreatorem własnej linii w symetrycznych pasażach tańca klasycznego czyni pewne równanie, gdzie świadomość wykonawcy reprezentuje ciało. Czy idealizuję tę sztukę? Chyba tak, bo cząstka mnie nadal pozostaje w obszarze jej władzy. Jako choreograf i pedagog baletu uczestniczę w procesie przeobrażania młodych pasjonatów tańca klasycznego. Poniekąd zarażam ich miłością i pięknem w danej chwili życia. Kto wie, czy po latach, kiedy spotkam tych samych ludzi, zobaczę w ich oczach uśmiech, wspominając mozolną pracę na sali baletowej. Wiem jedno, że moja własna energia i pasja do tańca zostawia ślad. Więc trzeba się modlić, aby duch tańca nigdy nie wygasł w chaosie materialnych spraw.
  • A kiedy gasną światła sceny i kiedy trzeba definitywnie z niej zejść… Bo wiek nie pozwala już na aktywną pracę w zawodzie albo z zawodu wykluczyły jakieś kontuzje… Jaka pozostaje alternatywa dla ludzi baletu, co potem?…
  • To doświadczenie prędzej czy później dotyka wszystkich artystów, występujących na scenie. Chyba że dokonają swojego żywota podczas spektaklu. Artystów baletu ten stan rzeczy dotyka szybciej, bo ciało przedwcześnie zostaje wyniszczone – a ten rodzaj sztuki kieruje się głownie walorami estetyki cielesnej materii. Kontuzje stanowią odrębną niszę, w której baletnice i baletmistrze borykają się z niemocą i ograniczeniami własnego ciała każdego dnia. W skrajnych przypadkach zmuszeni są przejść na rentę i szukać zawodowej alternatywy. Nie zawsze taki artysta zostaje w pokrewnej branży. Bycie pedagogiem baletu wymaga pewnych predyspozycji i studiów pedagogicznych, które przygotowują metodycznie do wyznaczonego zadania. Ta kwestia późniejszych studiów może być super sprawą, kiedy przeżyte doświadczenia sceniczne splatają się z programem studió Śmiem stwierdzić, że raptowna utrata kontaktu ze sceną ma poważne konsekwencje na stan psychiczny artystów. Scena prawdziwego życia kieruje się innymi realiami. A tam, gdzie trzeba posmarować przysłowiową ,,bułkę z masłem”, wcale nie jest łatwo. Idealnym rozwiązaniem dla starszej generacji artystów baletu pozostaje kontynuacja baletowej sztuki w kierunku choreografii lub asystentury dzieł baletowych. Ale to diametralnie inny wymiar przetwarzania i kreowania własnych aspiracji zawodowych. Środowisko twórców choreografii w skali naszego kraju to jednak wąska grupa zawodowa.
  • Praca tancerzy jako – pedagog baletu – asystent baletu i choreograf – to nie są propozycje i możliwości dla wszystkich, tylko dla nielicznych. A jak radzą sobie pozostali, czym się zajmują, jak zarabiają na życie po zakończonej karierze baletowej? Bo przecież wcześniejsza emerytura im nie przysługuje…
  • Tak jak wspomniałem, nie dla wszystkich można znaleźć drugą furtkę do sztuki tań Środowisko jest małe i niewielu tancerzy posiada talent oraz determinację do kontynuacji zawodu w charakterze choreografa czy asystenta baletu. Same chęci nie wystarczą, potrzebny jest upór i ciężka praca – niekiedy prywatne koneksje. Podczas studiów choreograficznych mogłem zaobserwować wielu młodych ludzi, którzy podjęli to wyzwanie spełniania swoich marzeń na scenie jako choreograf. Czy osiągnęli sukces? Czy są zadowoleni z własnych aspiracji i uzyskali aprobatę publiczności? Ocena decyzji z reguły przychodzi po latach. Mam nadzieję, że są szczęśliwi. Inni najczęściej znikają bez śladu, w strumieniu egzystencji podejmują różne zawody. Od szatniarza po sprzedawczynię w przysłowiowym kiosku „Ruchu”. Proza dnia odbiega daleko od plafonu, gdzie biją gorące reflektory wzniecając kurz sceny. A wspomnienie ,,Jeziora łabędziego” majaczy gdzieś na horyzoncie, ale już bez braw.
  • Opisze Pan losy tych, którzy sobie zarówno poradzili, jak i polegli na tej życiowej scenie po zakończeniu kariery scenicznej? Na pewno sporo po drodze poznał Pan zarówno jednych, jak i drugich.
  • Może zacznę od sukcesów, by wtrącić nutkę optymizmu w nasz wywiad. Choć w głębi serca zawsze pozostanę przy tych, którym się nie powiodło. Znam osobiście kilka wspaniałych artystek baletu, którym się poszczęściło i kontynuują swoją zawodową karierę jako pedagodzy baletu w państwowych szkołach baletowych i niepublicznych. Można powiedzieć, że spełnienie własnych oczekiwań artystycznych odbywa się harmonijnie i zdobyte doświadczenia sceniczne są przekazywane latoroślom szkół baletowych. To napawa optymizmem i stanowi logiczny ciąg kształcenia i przekazywania wiedzy baletowej. Niewielu spośród moich kolegów wspięło się na wyżyny twórcze, czyli realizacji własnych autorskich choreografii. No ale nie można wymagać od wszystkich, że każdy artysta baletu posiada potencjał kreatywności w tym kierunku. Dopełnieniem sukcesu emerytowanych tancerzy są pozycje kierownicze, w których obecnie spełniają się moje koleżanki i koledzy po fachu. To jednak garstka ludzi na tej scenie zawodowej. Inni pozostają w cieniu i klinczu rzeczywistości – i myślę, że niejedna z tych osób nosi w sobie frustrację i rozgoryczenie. Stan porzucenia, tęsknota za sceną i świadomość, że już nigdy nie wrócą te wyjątkowe emocje sztuki tańca, są bolesne. Grono ,,nieudaczników” to niestety większość artystów baletu. Czy z wyboru nie kontynuują dzieła Terpsychory ? Myślę, że nie – może wyjątkowa wrażliwość buduje w nich pewien mur i lęk – a potem rzucają wszystko na jedną szalę, aby zapomnieć o tym, co było. Zamazać czas scenicznych świateł – wyciszyć gromkie brawa publiczności… Niestety, w tej rodzinie ,,upadłych aniołów” bywają przypadki, kiedy artysta zamyka się w sobie i topi smutki w alkoholu. Widziałem tego przykłady na własne oczy, kiedy po latach spotkałem kolegów i koleżanki.
  • Wśród przykładów osób, które znakomicie odnalazły się w nowej roli po sfinalizowaniu swojej scenicznej aktywności można wymienić Ewę Wycichowską. Nie tylko promuje balet i taniec w ogóle, ale jeszcze stworzyła niesamowity festiwal tańca oraz szkołę tańca. Ewa Wycichowska była też pomysłodawczynią i dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwalu i Warsztatów Tańca Współczesnego Dancing Poznań (1994–2016). W ramach Biennale Tańca Współczesnego Ewa Wycichowska prowadziła pionierskie cykle Laboratoriów twórczych[1]. Wydarzenie cieszyło się wielkim powodzeniem i na niektóre warsztaty ciężko się było dostać. Ale E. Wycichowska to swoisty fenomen, niewielu jest tak aktywnych i twórczych osób, nie tylko w tym zawodzie, ale w ogó Czy osobiście poznał Pan Ewę Wycichowską? Może mieliście jakieś wspólne projekty?
  • Drodzy czytelnicy, nie tylko poznałem osobiście Ewę Wycichowską, ale miałem zaszczyt przez kilka lat towarzyszyć jej w naszym wspólnym spacerze przez ogród tańca. Tam, gdzie ścierały się wszystkie emocje ludzkiej duszy. Od miłości po ostatni oddech, w symbiozie naszych kruchych ciał. Od momentu wiary i nadziei – do romantycznych uniesień i upadkó Walki dobra za złem po uścisk śmierci. Ten pierwszy raz, droga Ewo, spotkaliśmy się na początku lat osiemdziesiątych – jak ten czas szybko płynie. Byłem wtedy młodym solistą baletu, a Ty już utytułowaną primabaleriną w Teatrze Wielkim w Łodzi. Zacznę od pierwszej próby na sali baletowej, gdzie towarzyszyła mi doza sceptycyzmu i ciekawości. Gdzie oczekiwanie i czysty zawodowy pragmatyzm poniekąd miał być dowodem na profesjonalizm i kunszt sztuki tańca. Pewna dawka testu i oceny indywidualnych technicznych umiejętności miała stanowić o mojej osobie – jako solisty baletu, który miał już za sobą kilka wspaniałych ról baletowych – takich jak Spartakus Arama Chaczaturiana, hrabia Wroński w balecie Anna Karenina, (muza) Rodion Szczeedrin Arme, Giko w balecie Gajane, (muza) Aram Chaczaturian Hilarion w spektaklu Giselle, (muza) Adolphe Adam w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Ale jak to bywa, aby zdobyć zaufanie partnerki – partnera scenicznego, trzeba niejedno wiadro potu wylać na sali baletowej. Pamiętam próbę do Giselle, kiedy powtarzaliśmy nasz duet z drugiego aktu, i Twoją, Ewo, cierpliwość z konsekwentną uwagą o detal. Choć przy którymś kolejnym podniesieniu miałem już dosyć. Tak to było, droga Ewo, przytoczę Twoje słowa: ,,Czy możesz jeszcze raz – o tak z wyczuciem mojej talii i postawienia mnie do pionu na czubek pionte”. Och, co to była za praca, systematyczna dyscyplina, uwaga i szacunek wobec wspólnej odpowiedzialności, pokory dla sztuki baletu. Każda nasza próba wnosiła pozytywną energię, choć czasem miewaliśmy chwile słabości, ale to zwyczajna ludzka rzecz. W sezonie Teatru Wielkiego w Łodzi graliśmy naprawdę dużo spektakli, grafik repertuaru nie pozwalał na odpoczynek. Wyjazdy zagraniczne stanowiły dodatkowe wyzwanie i stałą troskę o kondycję fizyczną. Ewa Wycichowska jest wybitną polską choreografką, z którą miałem zaszczyt współpracować przez kilkanaście lat. W jej dziełach mogłem realizować swoje marzenie jako tancerz – to tamte chwile i związane z nimi emocje towarzyszą mi do dzisiaj. To wielki dar sztuki i obcowanie z nią. II Koncert fortepianowy Fryderyka Chopina f-moll op. 21 w choreografii Ewy Wycichowskiej pozwolił mi odkryć piękno romantycznego przekazu. Ten spektakl, a konkretnie genialne adagio – towarzyszyło mi przez kilka lat na scenach świata. Festiwal w Montrealu Kanada, Festiwal w Izraelu Tel Awiw, Korea Północna Phenian i nagranie wersji filmowej – w wytwórni filmów fabularnych na Woronicza w Warszawie. Kolejnym filmem baletowym Ewy Wycichowskiej jest niezapomniany Polonez Chopina G-dur w reż . Grzegorza Lasoty polskich krajobrazach we wszystkich porach roku. Wspominam te chwile z pewnym rozrzewnieniem. Czas spędzony na planie filmowym, kiedy to Ewa zawsze wiedziała czego chce – realizacja poszczególnych scen przebiegała sprawnie i miała określony cel. Nigdy podczas mojej kariery zawodowej nie spotkałem takiej osoby i o takiej kulturze osobistej, jaką posiada Ewa. Nasze wspólne kreacje baletowe miały miejsce głównie w Teatrze Wielkim w Łodzi i w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu. Przytoczę kilka, a może kilkanaście spektakli, w których nasze zawodowe partnerstwo spełniło się w stu procentach. Jeśli oczywiście wymiar sztuki można mierzyć w ten sposób. Bo muszę wam, drodzy czytelnicy, zdradzić, że wielu widzów tamtego czasu do tej pory wspomina nasze występy i magię tańca, kiedy stąpaliśmy na scenie. Karłowicz (muza) Mieczysław Karłowicz w reżyserii Adama Hanuszkiewicza i choreografii Ewy Wycichowskiej to spektakl, w którym mogłem uczestniczyć w pierwszym roku mojego angażu w TW w Łodzi. Ciekawa inscenizacja z awangardową choreografią pozwoliła mi spojrzeć trochę inaczej na balet, to nieoczekiwany krok w przyszłość inspirował do innego myślenia – który Ty, droga Ewo, znaczyłaś w tamtej chwili. Pewne wyzwolenie od szablonu klasycznej formy zmieniło mój pogląd i napawało odkrywczą radością, że sztuka tańca poparta baletowym fundamentem sprawdza się we współczesnej formie wyrazu. Z perspektywy czasu i minionych lat dzisiaj mogę przywołać te wspaniałe emocje, one pozostały – nasze spotkanie może zostało naznaczone palcem Bożym – bo nie wierzę w przypadki. Drogi ludzkie się przecinają i zmieniają konfiguracje na planszy życia. Życie poniekąd to scena jednego aktora – w moim przypadku tancerza, który spotkał primabalerinę. Ładunek emocjonalny to chyba najcenniejszy bagaż, który można wynieść podczas przygotowań do premiery i taką energią dysponować, to przywilej bycia na scenie. Pozostawienie śladu i ofiarowania własnego potencjału dla partnera czy partnerki podczas wspólnego wysiłku partii baletowych. Spektakle w TW w Łodzi miały ciekawy wachlarz dramatyczny. Literatura światowych dzieł naznaczyła kurs, wedle którego mogliśmy realizować założenia choreograficzne Greya Veredona. Wspaniały choreograf obdarował nas Ewę i mnie w dwóch prapremierach łódzkiej sceny. Sen nocy letniej (muza) Feliks Mendelssohn (26.10.1985 i Wolfgang Amadeusz Mozart (muza) Wolfgand Amadeus Mozart 16.05.1987 okazały się wielkim sukcesem. To był plaster miodu na nasze serca po wielogodzinnych próbach i przygotowaniach do prapremier. W jednym i drugim spektaklu nasze wspólne oczekiwania spełniły się w harmonicznych duetach, choć skala trudności była różna, a dramat postaci – odmienny. We Śnie nocy letniej Ewa wcieliła się w postać Tytanii, a ja Oberona – gdzie świat Williama Shakespeare przełożony na język ciała zaistniał w TW w Łodzi. Duet w tym spektaklu wymagał dużej siły fizycznej, ponieważ Ewa prawie przez osiem minut nie dotykała stopami sceny. Grey Veredon w swojej choreografii optymalnie wykorzystał nasze umiejętności i predyspozycje zawodowe. Kiedy kurtyna opadła, brawa były na stojąco. W drugiej produkcji Greya dramaturgia choreograficzna skupiła się na naszej współpracy w duecie matki Mozarta, którą grała Ewa i moją jako zwiastuna Śmierci. Moim zdaniem, magia tego duetu przerosła nasze wszelkie oczekiwania. Pamiętam, że w ostatnim pasażu tuż przy ostatnim kroku marsza – oczy Ewy lśniły trwogą i łzawą nostalgią za życiem. Autentyczność wyrazu biła i emanowała z jej twarzy. Pozostałe wielkie premiery, w których miałem zaszczyt partnerować Ewie Wycichowskiej to: Pan Twardowski (muza) Ludomir Rozycki w choreografii Janiny Niesobskiej i duet z Corelli – Swanilda i Franz, i niezapomniany spektakl w choreografii Ewy Faust goes rock, (muza) The Shade, który odbył się 6 grudnia 1986 w Teatrze Wielkim w Łodzi. Tamtym razem kreowaliśmy postacie Ewa – Mefista, a ja jako Homunculusa. Oczywiście, to nie był koniec naszej współpracy. Choreografie Ewy pozwalały mi objawiać się na scenach świata i kraju, ten wyjątkowy urodzaj jej twórczości zaznaczył moją obecność jeszcze w przedstawieniu Święto wiosny Igora Strawińskiego, Bachianas Brasileiras, (muza) Hektor Ville – Lobos Stabat Mater (muza) Karol Szymanowski, Exodus Polskie Wojciecha Kilara. Ten ostatni rozdział naszej wieloletniej współpracy zamykała właśnie ta wyjątkowa premiera Exodus Polskie w Częstochowie, gdzie sam mistrz był obecny. Premiera została uwieczniona przez Polską Telewizję. A ja jako gość zaproszony mogłem wspólnie wystąpić z Polskim Teatrem Tańca z Poznania. Moi drodzy czytelnicy, aby podsumować odpowiedź na to pytanie, zdradzę wam, że po latach, kiedy spotkałem Ewę Wycichowską w Łodzi na Mszy Świętej w Teatrze Logos – spontanicznie zaimprowizowaliśmy krótki duet przed ołtarzem. Ta chwila zostanie zawsze ze mną – a Ty, droga Ewo, pozostaniesz w tym mgnieniu czasu niekończącego duetu. Warto żyć dla sztuki tańca w otoczeniu pozytywnej aury pięknych ludzi.
  • Od czego to zależy, że jedni artyści baletu potrafią sobie tak świetnie radzić, a inni – przepadają w tej walce z żywiołem rzeczywistości?
  • Szanowna pani, sfera indywidualnych predyspozycji i determinacji. Spotkanie właściwych osobowości, które wskażą kierunek lub rzucą iskrę nadziei, że można osiągnąć wiele, jeśli słucha się serca i miłości dla wybranej sztuki. Nie ma recepty na sukces i porażkę, żyjemy w świecie ludzi, i aż ludzi, dobrych i złych. Przychylnych, mądrych i głupich. W tym całym a entourage – przepychance, głosów wścibskich i natrętnych. Nie wolno pozwolić na wtargnięcie destrukcji. Artyści to ludzie wyjątkowi, wrażliwość poniekąd uważana za słabość, ma tę zaletę, że kształtuje i wyraża świat pięknem. Co można więcej dodać, kulisy to ludzkie sumienia, a scena jest zawsze objawieniem duszy. Balet jest i pozostanie kunsztem ludzkiego ciała i ducha – gdzie taniec manifestuje w naszej obecności.

[1] https://taniecpolska.pl/ludzie-tanca/ewa-wycichowska/, data odczytu 26.11.2024.

Zdjęcia – archiwum bohatera wywiadu

2 - Stephan_Rech_20230810_0035 8 - Stephan_Rech_20230810_0041 20241015_220453 20241020_171816 IMG-20241119-WA0002 Tanzfotografie-Kassel-Contemporary-Frühlingserwachen-091 Tanzfotografie-Kassel-Contemporary-Frühlingserwachen-095