Rozmawiamy z Romanem Komassą, wybitnym znawcą baletu oraz poetą.
Czy balet to poezja, czy proza?
Jedno i drugie. Dlaczego poezja? Balet ma nie tylko fizyczne właściwości. Bez ducha tańca byłby tylko automatyczny, pozbawiony wyrazu. To sztuka, Artyzm przez wielkie A. Dlaczego zatem to także proza? Bo przy drążku proza dnia dyktuje warunki. Powtórzenia ćwiczeń i przemęczenie, ból stopy. Każdy wieczór i przedpołudnie w murach teatru. Do tego nieustanna walka o stanowisko w hermetycznej rodzinie artystek i artystów baletu. To wszystko dla odrobiny braw i gratyfikacji finansowej.
Dlaczego twórcy baletu starają się tę prozę ukryć przed widzami?
Któż chciałby oglądać balerinę bez pomadki z wymęczoną twarzą i przedwczesną zmarszczką na czole od wysiłku codziennej pracy? zbladł? Kostium i charakteryzacja to oręż każdej artystki i artysty tej dyscypliny sztuki.. Czasami lepiej za dużo nie pokazywać widzowi, który przychodzi się na święto tańca, ma dreszczyk emocji.
Magia baletu działa tylko wtedy, gdy nie widzi się potu i łez wylanych na scenicznych deskach przed premierą?
Zapewne tak, otoczka piękna z dozą dystansu zawsze sprzyja artystkom i artystom baletu. Myślę, że to czyni ich wyjątkowymi, choć przez krótką chwilę. Lekkość tańca nie przychodzi sama. Widz widzi efekt końcowy. Jego interesują tylko zgrabne i sprawne nogi.
Co jest najtrudniejsze dla baletnic i tancerzy w trakcie rozwoju ich karier scenicznych?
Ciało tancerek i tancerzy, podlega zużyciu. Ten biologiczny czynnik wpisany w ten piękny zawód nie pozostawia złudzeń. Każdy jednak próbuje się przed tym bronić albo opóźniać ten moment. To jedna kwestia.
Kolejna to ciągłe konkurowanie z innymi artystami. Wysiłek oczywiście nie zawsze zostaje nagrodzony – tylko niepoprawni marzyciele myślą, że jest inaczej. Kiedy patrzę na pustą sali baletowej, widzę szereg cieni obecności koleżanek i kolegów. Czy udało im się stawić czoła prawdzie o sobie? Wiara we własne siły czasem nie wystarczy, role raczej się nie zmieniają w librettach baletowych.
Czy ciągła konieczność rywalizacji i walka o role potrafi zniszczyć psychicznie tancerzy i tancerki? Zna Pan takie przypadki? Proszę o nich opowiedzieć.
Oj tak, wiele upadłych dusz artystycznych straciło swoje miejsce na Ziemi. Konkurencja jest straszliwa. Kto z pierwszych solistów odstąpi miejsca drugiej obsady? Taniec zawsze wymusza wzorowe wykonanie, bez okazania błędu i słabości, choć niekiedy bywają dni, że czynnik ludzki odmawia posłuszeństwa. Warstwa psychiczna z pewnością ma największe znaczenie. Protekcja pryncypałów na dokładkę wzmaga zazdrość, która staje kością w gardle.. Znałem młodego tancerza, który pragnął zatańczyć premierę, podczas prób schlebiał choreografowi i szefowi baletu, omijając moje uwagi. Milczał na prywatnych spotkaniach w garderobie, odwracał się do mnie tyłem. Bez konkretnego powodu podnosił głos podczas prób. Sprawiało to, że pracę nad rolą była bardzo uciążliwa aż do samej premiery. Los jednak okazał się przychylny dla mnie, zatańczyłem premierę, a młodzian musiał trochę poczekać.. Inne doświadczenie: zazdrość solisty tancerza o bisy i brawa podczas spektaklu. Grając główną rolę w Teatrze Wielkim w Łodzi, w finałowej scenie jednego z głównych hitów baletowych solista przerwał bisy pod pretekstem, że boli go kostka – w chwili, kiedy wychodziłem do kolejnego popisu solowego. Publiczność szalała i ku mojemu zdziwieniu musiałem skończyć baletowe popisy. Przy stojącej widowni, z entuzjazmem w sercu przerwałem finał domniemanej kontuzji kolegi solisty. Walka za wszelką cenę może stać się utrapieniem dla samego prowodyra. Oczywiście nie wszyscy się kochają, a uczciwy respekt nie zawsze sprawdza się w praktyce. Na domiar tego ten, kto pierwszy, nie zawsze jest lepszy, balet to nie sport. Czasu nie odmierza tu stoper, start to nie początek uwertury, a koniec to nie chorągiewka lub fotokomórka odmierzająca przebyty dystans. Przy tak wrażliwych i delikatnych ludziach zdarzają się bestie, tych trzeba się wystrzegać jak ognia, nawet kiedy trzeba zrezygnować z obsady.
Blichtr sceny, magia premier i burza braw zagłuszają wszystkie trudy. Wizja kariery scenicznej przyciąga młodych adeptów sztuki baletowej tłumnie. To może lepiej, żeby ci młodzi ludzie i ich rodzice nie znali tej drugiej strony, mroczniejszej, tego zawodu?
Czym są te brawa? Plastrem dla duszy, zapłatą po wielogodzinnym morderczym treningu, wyrazem aprobaty, uznania. Motywacja w kaskadzie braw, pozbawiona obłudy i knowań. Przecież o to chodzi, o artystyczny akt spełnienia. Czy balet może być sposobem na życie? Kiedy przychodzi czas konfrontacji, nikt nie podaje ręki. Rodzice chcieliby, żeby ich dzieci wzbiły się na wyżyny baletowych marzeń. Nie wiedzą, że po drodze pojawi się lodowa góra, Trzeba mówić o trudzie, szukać rozwiązań, optymalizować działania.
Po okresie sukcesów scenicznych chyba bardzo trudno przyzwyczaić się do braku braw i blasku reflektorów, do braku spojrzeń publiczności. Odejście na sceniczną emeryturę i poszukiwanie nowej drogi życia, nowego zawodu, bo choć jest się scenicznym emerytem, to jednak wiek sugeruje konieczność dalszej aktywności zawodowej, choćby po to, by zarobić na życie – nie wszystkim udaje się odnaleźć na tej nowej drodze życia. Co wtedy?
Sztuka baletu szybko wyniszcza ciało. Ten błysk bycia na scenie to krótki kadr, który pragniemy zatrzymać. Brawa po chwili stają się niesłyszalne, giną w echu codziennego życia. Świadomość, że już za kilka lat trzeba opuścić scenę, przeraża. Pętla czasu nie zna litości – pewnego dnia balerina stwierdza, że ciało już nie może wzbić się na wyżyny, nie powtórzy kroku sprzed kilku lat. Cóż, pozostają wspomnienia, może szkoła i kontynuacja pedagogicznego kierunku? Oczywiście to nie plaster miodu, tylko twardy realizm skończonej kariery zawodowego tancerza baletu. Ilu z nich popada w szpony depresji, tego nie sposób chyba zliczyć, bo o tym się nie mówi i nie pisze, a szkoda. Łatwo oklaskiwać młodych, pięknych artystów baletu, a trudno zrozumieć zmęczonych, samotnych, rozdartych weteranów sceny. Potrzeba wsparcia.
Co po karierze baletowej? O pedagogice baletu już wspomniałem, dodam choreografię, choreoterapię, może pracę z dziećmi w przedszkola czy domach dziecka. Myślę, że pozostaje dużo wolnych miejsc do wypełnienia, tylko trzeba chcieć. To powinno być wyzwaniem, jak pierwszy krok na sali baletowej. Przywołajcie to pierwsze wrażenie, świata nieznanego przecież, ale z czasem najbliższego sercu, kiedy balet stał się waszym domem.
Panu się udało i dalej Pan trwa w swojej profesji, choć Pana równolatkowie już zeszli ze sceny. Jak Pan to osiągnął?
Może to uzależnienie, może odskocznia, aby nie myśleć o tym całym bałaganie na świecie. Bo kiedy włączam radio, ciągle słyszę o wojnie. W innych mediach to samo – ciągle ktoś ginie. Staram się być konsekwentny, nie poddawać się lenistwu. Może to są nawyki z wieloletniej pracy w zawodzie artysty baletu, od dzieciństwa wpojone zasady i ciągła chęć kreatywnej pracy? Kiedy odkryłem tai-chi, poznałem nowy świat. To dodaje mi sił witalnych i sprawia, że kiedy pojawiam się na sali baletowej, powraca werwa, którą zarażam młodzież i dzieci, aby pokochały balet. Kiedyś wniosłem do swojego programu ćwiczeń medytację, trening autogenny. Dzięki temu miałem większą świadomość nad swoim ciałem, ale w szczególny sposób dźwigało to moją mentalność. Chwile słabości ma każdy z nas, jesteśmy tylko ludźmi. Ważne jest to, co z tymi słabościami zrobimy, jak je przetworzymy na coś pozytywnego. Taniec wyrzuca wiele energii na zewnątrz, sztuka kompensacji tej energii i ponownego tankowania witalnych sił. Trzeba więc zrozumieć siebie i czynniki natury. Ruch to zdrowie, w każdej formie, w zależności od możliwości i potrzeb.
Od wielu lat zapisuję różne myśl, co i sprawia mi radość. A bez niej nie ma życia.
Co może Pan doradzić innym?
Czas przemija z nami, bo sami wyznaczamy jego prędkość. Zachowajmy w sobie radość dziecka, które kocha bezwarunkowo. Jeśli, drodzy czytelnicy, znajdziecie moment tego bytowania na taniec, to po prostu tańczcie. Może wtedy zrozumieć rytm życia, dlaczego tu jesteście. Nie strońcie od uśmiechu, dobrego słowa, nawet kiedy ktoś inny ma inne zdanie. Recepty na szczęście nie ma, bo drogi prowadzą w różne strony.
Dziękujemy za rozmowę.
Pytania zadawała PM. Wiśniewska
Fot. Archiwum własne bohatera