Leonardo da Vinci to fascynujący twórca, jego popularność rośnie z czasem, a jego prace osiągają rekordowe pułapy finansowe na aukcjach dzieł sztuki. Paradoksalnie, nawet nie wiadomo na pewno, czy to faktycznie autorskie prace, co wyjaśnia prof. Mateusz Maria Bieczyński w swojej najnowszej książce.
- Leonardo da Vinci inspiruje z wielu powodów, ale też z powodu najbardziej banalnego, a zarazem pociągającego – pieniędzy. Salvator Mundi – to najdroższy obraz świata. O tym Pan Profesor pisze w swojej książce „Efekt Leonarda da Vinci”. Ile naprawdę warte są dzieła mistrza?
Jeżeli „Salvator Mudi”, dzieło, które wyszło z pracowni Leonarda, ale niekoniecznie jest dziełem w całości wykonanym przez niego, osiągnęło zawrotną cenę ponad 450 milionów dolarów, to łatwo wyobrazić sobie, że pozostałe dzieła, co do których nie ma żadnych wątpliwości, że wyszły spod ręki mistrza, kosztowałyby o wiele, wiele więcej. W różnych rankingach można napotkać wycenę Mona Lisy. Eksperci wyceniają dzieło tej klasy na 850-950 milionów dolarów. Oczywiście, trudno przypuszczać, aby kiedykolwiek trafiłaby ona, podobnie zresztą jak inne dzieła Leonarda, na rynek. Z drugiej strony, ostatnim dziełem sprzedanym w obiegu pozaaukcyjnym był portret Ginevry Benchi, jedno z wczesnych dzieł Leonarda. W roku 1967 nabyła je Narodowa Galeria Sztuki w Waszyngtonie, której dyrektor John Walker był żywo zainteresowani Ginevrą de’Benci przez dwie dekady. Sprzedawcą był książę Franciszek Józef z Liechtensteinu. Rywalizacja o pozyskanie obrazu okazała się zacięta. Kiedy Galeria zapłaciła za arcydzieło 5 milionów dolarów, była to największa suma, jaką kiedykolwiek zapłacono za dzieło sztuki. Dziś wywołuje wśród ekspertów uśmiech będący świadectwem niedowierzania, że cena była tak niska i zdumienia, że od tamtego czasu ceny na rynku tak radykalnie poszybowały w górę.
- W jakich zbiorach znajdują się obrazy da Vinci, kto ma ich najwięcej, a kto te najdroższe?
Obrazy Leonarda są dziś rozsiane po świecie, choć zdecydowanie najwięcej wysokiej klasy obiektów mistrza znajduje się w paryskim Luwrze. To tam znajdziemy „Mona Lisę”, „św. Annę Samotrzeć”, „La Belle Ferroniere” czy „Madonnę wśród skał” oraz „św. Jan Chrzciciel”. Zainteresowani wczesną twórczością mistrza mogą udać się do Florencji, do Galerii Uffizi, gdzie znajdują się malarskie wprawki do „św. Hieronima” oraz „Pokłonu Trzech Króli”. Tam jest również „Zwiastowanie”. Po jednym dziele malarskim mistrza mają muzea w Wielkiej Brytanii, USA, Rosji i Polsce. Nasza „Dama z gronostajem” jest obiektem szczególnym w dorobku włoskiego artysty. Moim zdaniem, jest najlepszym z jego portretów. We Włoszech odnajdziemy oczywiście kilka dzieł w Mediolanie. Oprócz „Portretu Muzyka” w tamtejszej Pinakotece nie można zapomnieć o „Ostatniej wieczerzy”. To ścienne malowidło, niebędące freskiem, przez stulecia rozbudzało wyobraźnię naśladowców.
Ogromne zbiory rysunków Leonarda znajdują się w Londynie. Kilka znaczących prac szkicowych i jeden obraz malarski znajdziemy także w Edynburgu.
Co ciekawe, w Muzeum Leonarda w Vinci nie ma ani jednej rzeczy pochodzącej z jego czasów. No może poza puklem włosów, co do którego nie ma pewności, czy jest prawdziwą „relikwią” pochodzącą od artysty.
- Czy wszystkie obrazy da Vinci można zobaczyć, są udostępniane?
Jeżeli chodzi o dzieła malarskie mistrza, to na publicznie dostępnych wystawach znajduje się ich zdecydowana większość. Nie zobaczymy „Zbawiciela świata”, którego lokalizacja nie jest znana po sprzedaży z 2017 roku. Również jedna z wersji „Madonny z kołowrotkiem”, która należy do prywatnego właściciela nie jest wystawiana. Pozostałe zachowane do naszych czasów dzieła są dostępne.
- Który z obrazów skrywa największą tajemnicę?
Najgłośniej zawsze mówiono o tajemnicy stojącej za „Mona Lisą”. Wiele pytań dotyczących tego obrazu nie doczekało się wyczerpującej odpowiedzi. W książce „Efekt Leonarda da Vinci” przedstawiam jednak wiele innych dzieł mistrza kryjących swoje tajemnice. Chociażby „św. Jan Chrzciciel”, jedno z późnych dzieł artysty, bywa interpretowane jako ukryty rebus. Podobnie zresztą jak „Madonna wśród skał”. W obu przypadkach badaczy intrygują nietypowe gesty ukazanych postaci. Zwłaszcza to ostatnie stało się pożywką dla licznych teorii spiskowych opisanych w książce „Kod Leonarda da Vinci” Dana Browna.
- Ile dzieł jest poszukiwanych, bo wiadomo, że istniały? Ale przepadły, choć dokumenty świadczą o ich istnieniu?
Obok cudownie odnalezionego „Zbawiciela świata” najwięcej miejsca poświęcono „Ledzie”. Wielu uczniów mistrza wykonało bardzo podobną kompozycję do tej, którą, jak wiemy ze szkiców, wymyślił sam mistrz. Zachowały się źródła pisane świadczące o faktycznym istnieniu obrazu Leonarda o tej tematyce. Według legendy obraz ostatni raz widziano go w 1625 roku i uważa się, że został zniszczony ze względu na negatywny wpływ na zszargane nerwy żony dyplomaty, w której ręce niestety trafił.
- Czy są jakieś grupy poszukiwawcze, detektywi – jak poszukiwacze złota – poszukiwacze dzieł Leonarda?
Profesor Martin Kemp z Uniwersytetu Oksfordzkiego poświęcił niemal całą swoją naukową karierę Leonardowi. Jeżeli wierzyć jego opowieściom, codziennie otrzymuje on kilkanaście wiadomości od osób uważających, że odkryły nieznane dzieło mistrza.
Sam profesor słynie ze spektakularnych deklaracji, kiedy to oświadczał o własnych odkryciach przez kamerami telewizji, potem zaś okazywało się, że się jednak pomylił. Wiele podobnych historii przedstawiam w książce „Efekt Leonarda da Vinci”. Czy osoby ogarnięte żądzą posiadania dzieła Leonarda można porównać do pionierów ogarniętych gorączką złota, pozostawiam ocenie czytelników.
- Leonardo nie tylko malował, był geniuszem w wielu dziedzinach. Genialny matematyk i konstruktor, anatom… Które z jego osiągnieć dziś ceni się najbardziej, poza malarstwem?
To trudne pytanie. Rzeczywiście, wiemy dziś, że Leonardo, jako empirysta, odkrył wiele użytecznych narzędzi. Nie wszystkie jednak upowszechnił. Przez długi czas przypisywano mu wynalezienie helikoptera, dziś przypuszcza się raczej, że był to mechanizm na sprężynie unoszący teatralną kotarę, jedynie wyglądem przypominający helikopter.
Najgłośniej mówiono o eksperymentach Leonarda z lotem. Miał on kilkukrotnie budować maszyny zdolne unieść człowieka. Jak dotąd przyjmuje się, że bez powodzenia.
Leonardo był anatomem. Przeprowadzał sekcje zwłok. Jego rysunki są dziś cenione. Swoje badania prowadził jednak w czasach, gdy krojenie ludzkich zwłok było zabronione. Swoich rysunków nigdy nie upublicznił, więc nie przypisuje mu się dziś odkryć na tym polu.
- A jakim człowiekiem był Leonardo da Vinci? Jak wyglądał, co lubił jeść, jakie miał zwyczaje?
O prywatnym życiu Leonarda wiemy niewiele. Z relacji innych wynika, że był przez niektórych postrzegany jako dziwak. Miał w swoim inwentarzu kilka par różowych rajstop. Lubił ubierać się w purpurę. Wiemy, że okładał zadania na później. Niekoniecznie je dokańczał. Był towarzyski i miał poczucie humoru. Świadczą o tym chociażby rysunki karykaturalne. Otaczał się dużą liczbą uczniów i naśladowców. Musiał mieć w sobie jakiś magnetyzm przyciągający ludzi. Niektórych jednak odpychał. Wiemy, że Michał Anioł za nim nie przepadał. Podobno świetnie grał na lutni. Wykonał ją sam z czaszki konia. Lubił wino, które sam produkował. Był właścicielem winnicy, którą otrzymał za jeden ze swoich obrazów. Był leworęczny. Co jeszcze? Dużo pisał. Zachowało się kilka tysięcy stron z jego rysunkami i zapiskami. Głównie na temat działalności twórczej i prawideł otaczającego go świata. Jedną z ciekawszych anegdot jest jego obserwacja psów. Zdaniem Leonarda psy podwąchują się, aby dowiedzieć się, z kim mają do czynienia. Jeżeli pies jest karmiony dobrze, to rzadziej będzie pogryziony przez inne psy, bo będą czuły respekt przed opiekuńczym panem. To ciekawa teoria.
- Jak Pan Profesor myśli – jak Leonardo odnalazłby się we współczesnych czasach? Jak skomentował rzeczywistość?
Sądzę, że Leonardo czułby się dobrze. Miał otwarty umysł i poczucie humoru. Na pewno spodobałby mu się Internet. Pewnie skonstruowałby jakieś ciekawe urządzenie cyfrowe. Może nawet założyłby jakiś start-up.
Dziękuję za rozmowę.
Pytania zadawała P.M. Wiśniewska /ANSM/
Mateusz M. Bieczyński, prawnik, historyk sztuki, kurator wystaw, krytyk artystyczny, autor publikacji, biegły sądowy z zakresu prawa autorskiego i sztuk wizualnych. Autor opracowań monograficznych na temat prawnych uwarunkowań życia artystycznego. Kurator wielu wystaw oraz redaktor wielu katalogów wystaw w Polsce i za granicą. Publikował na łamach wielu czasopism artystycznych, m.in. Arteon, Art & Business, Format, Kwartalnik Fotografia, Obieg.pl. Łącznie opublikował ponad 100 artykułów i wywiadów.
Na zdjęciu: kradzież Mona Lisy, okładka czasopisma