Z prof. Krzysztofem Lipką, filozofem, muzykologiem, etykiem i estetykiem rozmawiamy o bezsenności. To dobrodziejstwo twórczych umysłów, przekleństwo współczesności?
- „Bezsenność – poważny problem społeczny. Zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), bezsenność jest jedną z najczęściej diagnozowanych dolegliwości, zaraz po bólu. Na problemy ze snem skarży się coraz większa liczba osób na całym świecie” – można przeczytać na stronie www zatytułowanej Bezsennosc.pl. Tak, jest nawet specjalna strona w Internecie i całe mnóstwo artykułów, programów oraz reklam farmaceutyków na poprawę jakości snu. To, co jednych dręczy, dla innych staje się poważnym źródłem dochodu. Pan Profesor jest po której stronie barykady?
Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale ja zawsze, w każdej sprawie i nie wiedzieć czemu, jestem po stronie tych, co płacą. A druga sprawa, że nie jestem szczególnie zainteresowany bezsennością, nie należę do jej badaczy czy fanów, ale jestem po prostu po stronie tych, co nie śpią. Są noce, że nie zasypiam ani na minutę, są takie, kiedy śpię pół godziny, półtorej, a kiedy śpię trzy godziny, to się nazywa, że spałem nieźle. To trwa od wielu lat. Mniej więcej około czterdziestki naszedł mnie taki stan, że nie spałem ani minuty przez blisko pół roku i wówczas lekarze byli bezradni, ja bliski obłędu, a okoliczne apteki odnotowały wzrost dochodów. Wówczas to minęło „samo”, ale jakieś piętnaście lat temu wróciło, choć nie w tym stopniu, i obecnie wciąż trzyma mnie twardo. Co więcej, i to dziwne, dniami funkcjonuję znakomicie i nie czuję się niewyspany, ale nocne przewracanie się na posłaniu to koszmar. Z przytoczonego przez Panią cytatu wynika, że problem ma charakter społeczny i się pogłębia, co wskazuje oczywiście na to, że jest to znów wynikiem cywilizacyjnej galopady, przyspieszenia i komercjalizacji, czyli przerostu materializmu nad duchem.
- Jak Pan nie może spać, to co Pan robi?
Nocami nie ma niestety do wyboru wielu możliwości. Nie mogę czytać, bo przeważnie cały dzień już pisałem i czytałem, więc mam dosyć. Robię, co mogę, wymyślam głupie historie, oglądam jeszcze głupsze filmy w telewizji, słucham muzyki klasycznej lub jazzu. Nic nie pomaga, włącznie z psychotropami. W dzieciństwie słuchałem nocami sąsiadki, profesorki fortepianu, staruszki, która powtarzała w kółko kilka utworów; wspominałem już o etiudzie Chopina, którą dzięki niej ukochałem ponad wszystko. Ale obecnie mam nad sobą tylko grającego młodego człowieka, który dobrze sypia i nie mogę go słuchać nocą. W młodości kołysały mnie do snu tramwaje, lecz obecnie ich u mnie nie słychać. Nie pomaga mi liczenie owiec, baranów ani osobowości telewizyjnych. Jak już całkiem wychodzę ze skóry, wstaję i grzebię w starych papierach, mam tego tony i zawsze coś ciekawego lub ważnego wygrzebię, wtedy czuję się lepiej i mogę wracać do łóżka. Co dziwnego, nocą nie przychodzą mi raczej do głowy pomysły na nowe teksty, pełen pomysłów bywam raczej rano, po przebudzeniu, o ile oczywiście udało mi się wcześniej zasnąć. Wczesny ranek zwykle u mnie nie wypada przed dziesiątą, a czasem i po południu. W dzień nie zasypiam, ale zdarza się, że po nieprzespanej nocy zdrzemnę się nawet około jedenastej przed południem.
- Czyli wygląda na to, że bezsenność eliminuje hamulce? Skłania do wykonywania czynności, na które zdroworozsądkowo nie pozwoliłby sobie Pan Profesor. Czyli otwiera drzwi doznań nieznanych?…
Nie wiem, co ma Pani na myśli, ale może lepiej się nie dopytywać. Zdroworozsądkowy bywam tylko w teorii, kiedy rzecz dotyczy różnych konstrukcji myślowych. W praktyce zdrowy rozsądek nie ma do mnie zbyt dużego przystępu, bo gdyby miał, to czyż rzeczywiście zajmowałbym się wciąż spekulatywnymi dociekaniami na temat sztuki? Lub pisaniem książek, które mają szczęście do niewielkiego popytu? Należę do nieco nawiedzonych idealistów i fantastów, których fantazje prowadzą przez życie, ale w nocy nie na tyle mnie nawiedzają, by mi przynieść korzyść w pracy twórczej. Lubię natomiast po ciemku wspominać, głównie dzieciństwo.
- Wielu artystów bezsenne noce wykorzystuje na pracę twórczą. W jednym z wywiadów Urszula Dudziak przyznała, że ma kłopoty ze snem, wówczas udaje się do swojego studia i komponuje.
Wiem o tym, ale mnie komponowanie nie wychodzi. Miałem niegdyś przyjaciela malarza, dawno już nieżyjącego, u którego często nocowałem w Krakowie. Wówczas dobrze sypiałem i kiedy morzył mnie sen, on siedział przy sztalugach i malował, a gdy się budziłem rano, znajdowałem go wciąż w tej samej pozie. Niestety tak nie potrafię. W różnych okresach mojego życia pracowałem o rozmaitych porach, w młodości wieczorami i po nocach, potem był czas, że pisanie szło mi najlepiej wcześnie rano, teraz już tylko dobrze mi się pracuje za dnia. Poza tym w miarę upływu lat pracuję coraz sprawniej i już nie muszę na poważne zajęcia poświęcać całych dni, w zasadzie nie pracuję już więcej niż trzy, cztery godziny dziennie, ale to mowa o pisaniu, bo na czytanie wciąż poświęcam większość dnia i także nocy.
- Na stronie wieniawski.pl figuruje taki wpis: „BEZSENNOŚĆ – letni festiwal koncertów kameralnych. Bezsenność – cykl koncertów kameralnych realizowanych w malowniczych, rzadko kojarzonych z muzyką lokalizacjach. Znani ze scen klasycznych artyści zapraszają do świata swoich muzycznych poszukiwań i prezentują autorskie, często premierowe projekty z pogranicza sztuk.” Bezsenne noce sprzyjają odbieraniu muzyki? Powodują większe na nią uwrażliwienie?
Zapewne jak komu, ja potrzebuję do odbioru sztuki pełnego skupienia, a na to po całym dniu pracy jestem już zbytnio zmęczony. Być może ci, którym muzyka wpada jednym uchem, a drugim ulatuje, najlepiej słuchają podczas nocnej drzemki, a dla mnie to nie jest ani odbiór sztuki, ani przyjemność. Zbyt poważnie traktuję sztukę, bym ją miał przyjmować jak popołudniową herbatkę czy pogawędkę uciętą z sąsiadem na rogu. Nienajlepsze zdanie mam także na temat nowoczesnych osiągnięć z pogranicza różnych sztuk. To jest fascynujący obszar artystyczny, ale by był rzeczywiście wartościowy, wymaga niezwykłego rozmachu (jak wieże spacjodynamiczne Nicolasa Schaeffera), czyli nieprawdopodobnych nakładów finansowych, co w dzisiejszej sytuacji świata nie jest już rozrzutnością, tylko wręcz nieprzyzwoitością grubą.
- Bezsenność to częsty motyw literacki i filmowy. Bezsenność to powieść autorstwa Stephena Kinga wydana w 1994 roku. Ralph Roberts, emerytowany wdowiec, podczas bezsennych nocy dostrzega rzeczy niedostępne dla innych: poświatę wokół sylwetek ludzkich – aury oraz niezidentyfikowane byty. Pod tym samym tytułem zrealizowano w 2002 roku film kryminalny z Alem Pacino, naprawdę niezły. Bezsenność – to też zbiór opowiadań Stanisława Lema, wydany w roku 1971. Na internetowej aukcji wystawiony jest obraz Tamary Berdowskiej pod tym samym tytułem – przenikające się niebieskie geometryczne kształty. E-teatr.pl wystawia Bezsenność na śmietnisku. „Bezsenność” to wystawa trzech studentek Scenografii wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych im. E. Gepperta podczas edycji festiwalu “Podwodny Wrocław” – przykładów twórczego wykorzystania motywu bezsenności nie brakuje. Coraz bardziej może wyłaniać się przekonanie, że bezsenność to przekleństwo, ale zarazem twórcze błogosławieństwo.
Kiedy Pani streszcza powieść Kinga, czuję lekkie mdłości; robi się już niedobrze od tych ciągłych wycieczek w stronę obszarów paranaukowych. Co drugi opis filmu telewizyjnego (który się określa jako psychologiczny czy obyczajowy) zaczyna się następująco: Córka Pipsztulkwiewicza wykazuje od najmłodszych lat zdolności paranormalne… Jako młody człowiek interesowałem się psychotroniką i bywałem na zebraniach zainteresowanego nią towarzystwa, ale jak żyję nie spotkałem osoby obdarzonej zdolnościami paranormalnymi. Pamiętam natomiast niezły, choć czysto widowiskowy film Bezsenność w Seattle, zabawny i liryczny. Nie znam dzieł, które Pani wymienia, ale wydaje mi się, że bezsenność jest poważniejszym tematem niż produkcja rozrywkowa czy popularno-plastyczna. Sądzę, że powinno się ją rozpracować od strony filozoficznej, a przynajmniej literackiej w postaci powieści psychologicznej i refleksyjnej. Mam na ten temat własną teorię i chętnie się nią podzielę, gdyż sam o bezsenności raczej pisać nie będę; zbytnio od niej wycierpiałem, za bardzo dała mi w kość, bym ją jeszcze dodatkowo w sztuce hołubił.
Powiedziałem, że nie jestem badaczem bezsenności jako zjawiska, i nie jestem. Lecz bezsenność jest moim wrogiem, a wroga trzeba poznać. Zajmuję się więc bezsennością w taki sposób, w jaki zajmuję się wszystkim, myślę o niej. I nie bardzo potrafię sobie z nią poradzić. Przede wszystkim, żeby zastanowić się nad bezsennością, trzeba wyjść od snu. Co to jest sen? To pewien dziwny stan przerwania pełnej świadomości, życiowo, fizjologicznie konieczny, w którym żywy organizm regeneruje się do dalszego życia i prawidłowego funkcjonowania. Sen zajmuje w życiu człowieka co najmniej jedną trzecią jego czasu, nawet do połowy, różnie w różnych etapach życia. Jak w tym kontekście przedstawia się bezsenność? Czy organizm się słabiej regeneruje? Czy mniej prawidłowo funkcjonuje? Czy więcej się zużywa? Otóż z moich doświadczeń wynika, że nie. Co zatem tracę (oprócz nerwów)? Otóż nie tracę odpoczynku czy regeneracji, bo nie czuję się ani zmęczony, ani po nieprzespanej nocy poszkodowany, tracę coś innego, to mianowicie, co się w ludzkim organizmie rozgrywa podczas snu. Co to jest? To przede wszystkim wszelkie podświadome prace mózgu, które się we śnie dokonują, to także sny „fabularne”, marzenia senne, marzenia, które zawsze się rozgrywają na pograniczu fantazji, absurdu, wizji, nawiedzenia, to wszelkie stany, które odbiegają od jawy, a których nawet nie potrafimy nazwać i opisać. Czyli tracę mniej więcej połowę życia, tę połowę, która u każdego normalnie wysypiającego się człowieka przebiega poza kontrolą. Co więcej moje życie jest na pełniejszym obszarze kontrolowane, a obszar poza kontrolą jest wymazany, stracony. Czy więc jestem zmęczony czy przetrawiony, jakby przemacerowany tą kontrolą? Czy też świadome życie, nienaturalnie rozciągnięte, rekompensuje stany zwykle przeżywane podczas snu? I w jaki sposób? Czy pozbawiony snu staję się człowiekiem mniej pełnym? Zapewne, ale czy, biorąc pod uwagę charakter materii, czy to to dla delikwenta lepiej czy gorzej?
Inny aspekt to miejsce, w którym się to wszystko rozgrywa; znam czas, nie znam miejsca, jakie w moim organizmie zajmuje bezsenność. Sen nosimy w sobie zawsze, w postaci utajonej. Czasem mówimy: jestem senny, co oznacza, że czuję w sobie sen. Czasem zasypiamy na stojąco w autobusie (moje ulubione miejsce do ewentualnego zasypiania na parę sekund), wówczas czujemy, jak sen wbrew naszej potrzebie, pragnieniu i wszelkiej racji przebija się z naszej głębokiej osobowości w świadomość. Ale bezsenność nie mieszka w moim organizmie, nie czuję jej, nie przebija się niespodziewanie na zewnątrz, nie nadchodzi, kiedy przywołuję sen, właściwie nawet mnie nie napada, po prostu mnie powstrzymuje, przeciwstawia się mojej woli, stawia mi opór, osacza. Gdzie więc istnieje jako byt? Skąd nadchodzi? Dlaczego i wówczas akurat, kiedy jest najmniej pożądana? To jakby złośliwy żywioł, ukryty i nie do zidentyfikowania. Jakim sposobem ten żywioł bezsenności, zamieszkiwany wyłącznie przez przedmioty nieożywione czy martwe, jakim sposobem dociera do nas?
Otóż bezsenności nie ma, nazywamy tak tylko brak snu. Ale czy sen, jako taki, pomimo naszego odczuwania go od wnętrza, jest? Może sen jest z kolei tylko brakiem jawy? I w jaki sposób brak może się przeciwstawiać naszej woli? Czy to siła, która się nam sprzeciwia z naszego wnętrza, czy raczej z naporu zewnętrznego świata? Czy bezsenność to nieprawidłowe funkcjonowanie, to też raczej to ona wpływa na nas i wywołuje ową nieprawidłowość? Czy też za ową nieprawidłowość odpowiada raczej sen czy brak snu? To wszystko są rzeczy niewyjaśnione i niekoniecznie zaraz metafizyczne, może wystarczyłby tu odpowiednio ukierunkowany psycholog? Choć wątpię, bo psychologia to w zasadzie ciągle tylko zbiór formułek.
- Ale tak naprawdę, bezsenne noce to koszmar każdego, kto musi się z tym zmagać. Od bezsenności nie da się uciec, wyjechać daleko od niej. Jak złapie kogoś w swoje szpony, to po nim. Bezsenność doprowadza do szaleństwa, do totalnej niemocy. Doświadcza Pan Profesor takich skrajnych stanów?
No jeszcze się trzymam, walczę, jeszcze nie „po mnie”, jeszcze… Widzę, że Pani ma odczucia podobne do moich. Co prawda mnie to (na razie) nie dotyczy, bo zawsze byłem psychicznie silny, energiczny i umiem sobie radzić tak czy owak z kłopotami, ale na pewno bezsenność może doprowadzić do szaleństwa albo i do samobójstwa. Jedno i drugie, szaleństwo czy samobójstwo, bardzo często pozostaje bez wyjaśnienia przyczyn. Skąd możemy wiedzieć, ile z osób szalonych lub tych, co się targnęły na swoje życie, zrobiło to z powodu bezsenności? Najgorsze są dla nas te stany, które są uporczywe, niewyjaśnione i dręczące, co z tego, że czasem nie bolą. A taka właśnie jest bezsenność.
- Bezsenność. Kolejna z chorób cywilizacyjnych. Wychodzi na to, że gatunek ludzki zapędził się w kozi róg i nie ma już dla nas w sensie globalnym, ratunku.
Tak, doszliśmy do takiej ściany, gdzie nie ma ratunku przed śmiercią, nie ma ratunku przed życiem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała P. M. Wiśniewska