Nasza Autorka, Joanna Wiesler, opowiada o swoich refleksach dotyczących funkcjonowania Niemiec współczesnych.
Wracając z rodzinnego miasta w Wielkopolsce do mojej nowej bawarskiej ojczyzny, przekraczam granicę na Nysie Łużyckiej. Około 60 km dalej na zachód ukazuje się przepiękna panorama Budziszynu (niem. Bautzen), będącego centrum kulturalnym i duchowym Serbołużyczan. Po godzinnej jeździe autostradą A4 przekraczam rzekę Łabę (niem. Elbe), a tym samym mijam Drezno (niem. Dresden) – stolicę Saksonii. Następnym większym miastem na mojej trasie jest Chemnitz (w latach 1953-1990 Karl-Marx-Stadt), dawne centrum przemysłowe. Około 40 minut później dostrzegam tablicę zjazdu do miasta Zwickau – miejsca urodzin kompozytora Roberta Schumanna. Ostatnią większą miejscowością w Saksonii, a zarazem w byłej NRD jest Plauen. Niecałe 20 km dalej, w pobliżu miasta Hof, przebiega dawna niemiecko-niemiecka granica. Dla mnie oznacza to, że jestem już w Bawarii (niem. Bayern).
Stary ratusz w Plauen (zdj. J. Wiesler)
Saksonia, jak i inne kraje związkowe (niem. Bundesländer) tworzące byłą Niemiecką Republikę Demokratyczną (w Niemczech nazywa się je „nowymi”), mają zarówno pod względem przyrodniczym, jak i kulturalnym wiele do zaoferowania i różnią się od siebie historią oraz dialektami. Chociaż nikt ze „starych” krajów związkowych (czyli tych stanowiących w latach 1949-1990 RFN) nie wpadłby na pomysł porównywać Bawarii ze Szlezwikiem-Holsztynem (niem. Schleswig-Holstein), to pięć „nowych” (pomijając przypadek Berlina) często wrzuca się do przysłowiowego „jednego worka”.
Zapora na rzece Ohra w Turyngii (niem. Ohra-Talsperre) (zdj. ze zbiorów prywatnych)
Markus Decker w książce Zweite Heimat (Druga ojczyzna) stwierdza, że Niemcy ze Wschodu i z Zachodu byli blisko siebie tylko w dniu 9.11.1989 (upadek muru berlińskiego).[2] Następne lata pokazały różnice, które do dzisiaj są tematem dyskusji socjologicznych i politycznych. Obecnie przedmiotem debat są sukcesy wyborcze w „nowych” krajach związkowych po części skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (niem. Alternative für Deutschland, AfD). W mediach dziennikarze i publicyści szukają odpowiedzi na ten fenomen.
Według mieszkańców byłej NRD, RFN-owcy wykazują brak zrozumienia dla ich doświadczeń z czasów dyktatury komunistycznej oraz przemian, które zaszły po 1990 roku. Ze statystyk Federalnej Centrali Kształcenia Obywatelskiego (niem. Bundeszentrale für politische Bildung) wynika, że w 1995 r. 80% obywateli byłej NRD nie zajmowało tego samego stanowiska pracy co w 1990 r.[3], a tym samym odczuło degradację społeczną. Po 1990 r. najważniejsze funkcje w przedsiębiorstwach i na uczelniach wyższych zostały obsadzone przez osoby z RFN-u. Dla Niemców urodzonych po zjednoczeniu ważnym tematem jest wyrównanie szans między Zachodem a Wschodem kraju. Statystycznie młodzi ludzie pochodzący ze „starych” krajów związkowych są zamożniejsi od swoich „wschodnich” rówieśników[4] i w przyszłości będą więcej dziedziczyć. Młodzi mieszkańcy Niemiec Wschodnich jako niesprawiedliwe uważają homogeniczne traktowanie ich jako „Ossis” i przypisywanie im negatywnych cech, takich jak lenistwo oraz ciągłe narzekanie.
W obronie mieszkańców byłej NRD stanął w książce Der Osten: eine westdeutsche Erfindung (Jak niemiecki Zachód wymyślił swój Wschód) germanista i literaturoznawca Dirk Oschmann (ur. w 1967 r., Gotha, Turyngia). Oschmann krytykuje w niej arogancję RFN-owców: Wyznaczenie norm tylko z własnej perspektywy i uznanie sukcesu gospodarczego za doktrynę moralną.[5] W jednym ze swoich esejów autor Thomas Ahbe (ur. w 1958 r., Querfurt, Turyngia) pisze o przejęciu NRD przez RFN (obecnie zaledwie 20% mieszkańców Niemiec mieszka w byłej NRD) i o niezwykle szybkiej transformacji w „nowych” krajach związkowych.[6]
Odczucie bycia „Ossi” lub „Wessi” pojawia się, jak twierdzą zapytani w jednym z programów telewizyjnych[7], kiedy przebywają oni „po drugiej stronie” dawnej granicy. Dla wielu RFN-owców Niemcy Wschodnie są do dziś mało znane i będąc na urlopie, czy w odwiedzinach u znajomych są nimi często pozytywnie zaskoczeni. O NRD-owcach do dzisiaj jednak słyszy się m.in. poniższe dowcipy:
„Dlaczego Ossis nie mogą pochodzić od małpy? Bo żadna małpa nie wytrzymałaby 40 lat bez banana”; „Jaka jest różnica pomiędzy lisem a enerdowcem? Lis jest mądry i udaje głupka, a enerdowiec robi to na odwrót”.
O dyskryminacji NRD-owców w „starych” krajach związkowych, ale i o problemach jakie doświadczają RFN-owcy, przebywający „na Wschodzie”, słyszałam głównie w mediach. Z tego też powodu zainteresowało mnie życie osób urodzonych w byłej NRD, a mieszkających w moim mieście Ratyzbonie (niem. Regensburg). Czy rzeczywiście odczuwają oni różnice w codziennych sytuacjach ze względu na swoje pochodzenie? Za czym tęsknią? I czy znaleźli tutaj swoją nową, małą ojczyznę (Heimat)?
Fragment muru berlińskiego w Ratyzbonie (zdj. J. Wiesler)
Uwe (ur. w 1986 r., Drezno, Saksonia) przyjechał wraz ze swoją dziewczyną a obecnie żoną do Ratyzbony z Fryburga Bryzgowijskiego położonego w Badenii-Wirtembergii (niem. Freiburg im Breisgau, Baden-Württemberg) w 2016 r. Powodem jego przeprowadzki do Bawarii było podjęcie pracy jako inżynier, w firmie OSRAM. Uwe mieszkał we Fryburgu od 1991 r., kiedy to jego rodzina opuściła rodzinne Drezno. Nie ma on wielu wspomnień z dawnej NRD. Dorastając i studiując we Fryburgu, nie był nigdy konfrontowany ze swoim wschodnioniemieckim pochodzeniem (Uwe nie mówi na co dzień dialektem saksońskim, chociaż potrafi). To zmieniło się po przeprowadzce do Ratyzbony. Uwe, jak i inne osoby pochodzące z różnych części Niemiec (nie tylko ze „Wschodu”) i niemówiące jednym z bawarskich dialektów, od razu „podpadają” Bawarczykom. Pytany o pochodzenie, jako pierwsze miasto rodzinne wymienia Fryburg, a dopiero później Drezno. Reakcje pytających na jego „wschodnie” korzenie, jak zapewnia Uwe, nigdy nie były negatywne. Medialną dyskusję o różnicach pomiędzy Wschodnimi a Zachodnimi Niemcami uważa on za wyolbrzymioną. Uwe odwiedza Drezno bardzo rzadko. O tym, że znajduje się on w byłej NRD, przypominają mu jedynie inne rodzaje ciast w cukierni i architektura zabudowań. Czy przejął coś „wschodnioniemieckiego”? W domu słucha radia z Saksonii (ze względu na muzykę) i w porównaniu do swoich „zachodnich” kolegów częściej majsterkuje, co wyniósł z domu rodzinnego.
Widok na kopułę Kościoła Marii Panny w Dreźnie (zdj. J. Wiesler)
Inaczej niż Uwe, Matthias (ur. w 1972 r., Budziszyn, Saksonia) swoje dzieciństwo oraz pierwsze lata dorosłego życia spędził w NRD. W okolice Ratyzbony przyjechał w 1997 r., aby odbyć potrzebną do zdobycia zawodu fizjoterapeuty praktykę. Dobre przyjęcie przez kolegów z pracy i bliskość do Alp, które Matthias uwielbia, sprawiło, że postanowił zostać tu na stałe. Matthias nigdy nie czuł się w Bawarii obco. Przypomina sobie tylko dwa zdarzenia, kiedy ktoś odniósł się do niego w sposób nieuprzejmy, bo usłyszał jego saksoński dialekt. Dzisiaj śmieje się, kiedy jego pacjenci, zapominając, że ich fizjoterapeuta sam stamtąd pochodzi, negatywnie mówią o NRD-owcach i nawet po części przyznaje im rację. Matthiasa niepokoi obecna sytuacja polityczna w jego rodzinnych stronach. Przede wszystkim w małych miasteczkach i na obszarach wiejskich obserwuje się nasilanie się poglądów skrajnie prawicowych i neonazistowskich oraz stagnację gospodarczą. Chociaż w Saksonii mieszkają jego rodzice i znajomi, nie chce tam wracać. Matthias lubi Ratyzbonę, jej urokliwe uliczki i bogatą ofertę kulturalną. Tutaj ma swój gabinet fizjoterapeutyczny a parę kilometrów za miastem dom. Uważa, że dyskusje o różnicach pomiędzy byłą NRD a byłą RFN są z perspektywy społeczno-politycznej potrzebne. Jeśli chodzi natomiast o doświadczenia indywidualne (NRD-owców w „starych” krajach związkowych i RFN-owców w „nowych”), to są one w mediach często wyolbrzymiane. Mając zapał do pracy i będąc otwartym na innych ludzi, można wszędzie dużo osiągnąć – twierdzi Matthias. W dzielnicy Kumpfmühl w Ratyzbonie znajduje się gabinet fizjoterapeutyczny Matthiasa.
Na zdjęciu widok na kościół Św. Wolfganga (zdj. J. Wiesler)
Podobnego zdania jest Frank (ur. w 1978 r., Chemnitz, Saksonia): Pozytywne nastawienie do życia i motywacja do działania ułatwiają adaptację w nowym otoczeniu. Frank na stałe przyjechał do Ratyzbony w 2000 r., ale jego „przygoda” z Bawarią zaczęła się już wcześniej. Wykształcenie murarza zdobył jeszcze w Karl-Marx-Stadt w NRD, a zaraz po zjednoczeniu Niemiec przez kilka lat pracował w miejscowości Roding (ok. 50 km na północny wschód od Ratyzbony), w Ratyzbonie odbył natomiast służbę wojskową. W 2003 r. zdał maturę, zaś w latach 2004-2008 studiował w Deggendorfie (Dolna Bawaria). Do Deggendorfu dojeżdżał, ponieważ w Ratyzbonie założył rodzinę. Obecnie Frank pracuje dla Urzędu Miasta Ratyzbony w Wydziale Budownictwa Podziemnego. W pracy bawarscy koledzy i koleżanki niekiedy żartują ̶ na zasadzie „kto się lubi, ten się czubi” ̶ z jego wschodnioniemieckiego pochodzenia. Frank oczywiście nie pozostaje im dłużny. Oprócz wymiany uszczypliwości między przyjaciółmi Frankowi nigdy nie zdarzyła się niemiła konfrontacja. W Bawarii czuje się dobrze, ale nie miałby też nic przeciwko powrotowi w swoje rodzinne strony. W Chemnitz dużo się zmieniło – zapewnia mnie Frank. Jednocześnie przyznaje, że wielu z jego znajomych także wyjechało i mieszka obecnie w jednym ze „starych” krajów związkowych. Z okresu NRD wyniósł zdolność improwizacji w codziennym życiu, czego jak twierdzi Frank, brakuje RFN-owcom i cieszenie się z małych rzeczy. Chociaż krytycznie wypowiada się o systemie komunistycznym, to uznanie przez „Zachód” wszystkiego, co jest związane z byłą NRD za złe, uważa za błąd. Także zbyt gwałtowne zjednoczenie zaszkodziło, zdaniem Franka, spajaniu podzielonego po II wojnie światowej państwa. Przez następne lata aż do emerytury, planuje on pozostać w Ratyzbonie. Czy jednak będzie to ostatnie miejsce zamieszkania Franka, pozostaje na razie sprawą otwartą.
Dachauplatz w Ratyzbonie. Tutaj mieści się biuro Franka (zdj. J. Wiesler)
Chociaż Katharina (ur. w 1992 roku w Gera, Turyngia) urodziła się już w zjednoczonych Niemczech, jej doświadczenia bycia „Ossi” nie są wcale mniej odczuwalne – a może i nawet bardziej ̶ niż u moich poprzednich rozmówców. Katharina pochodzi z muzykalnej rodziny i również ona chciała zdobyć wykształcenie w tym kierunku. W swoim rodzinnym mieście w Turyngii nie miała takiej możliwości, dlatego w 2011 r. przeprowadziła się do Ratyzbony. Katharinie od razu spodobało się w Bawarii. Uważa, że ludzie są tutaj bardziej otwarci i weselsi niż w Turyngii. Jednocześnie zdarzało się jej być konfrontowaną z uprzedzeniami ze względu na pochodzenie. Z tego też powodu starała się jak najmniej mówić dialektem turyngijskim. Pierwsze lata nie były dla niej łatwe, ale zmiana pracy i poznanie nowych ludzi sprawiło, że już nie myśli o powrocie w rodzinne strony. W Ratyzbonie o wiele lepsza jest opieka medyczna, są także większe możliwości w zdobyciu dobrego wykształcenia (Katharina jest też mamą). Porównując „Wschód” z „Zachodem”, jako pierwsze przychodzą jej na myśl różnice w wychowaniu. Inaczej niż w „nowych” krajach związkowych jest się tutaj nastawionym na indywidualne potrzeby dzieci, mniej uwagi poświęca się zaś funkcjonowaniu w grupie. Problem nadal istniejącego podziału tkwi, według Kathariny, w głowach ludzi: Ciągle mówi się o jednym konkretnym „Wessi” albo „Ossi”, zapominając, że każdy z nas jest inny i myśli inaczej. Za czym tęskni Katharina w Bawarii? Za turyngijskim jedzeniem. Ale to nie jest problemem, ponieważ regularnie odwiedza Gerę.
Oprócz różnic wynikających z podziału Niemiec po II wojnie światowej należy także wziąć pod uwagę, że Niemcy mają niski poziom identyfikacji narodowej. Jest on związany z historią kraju. Dzieje Niemiec są zupełnie inne niż Polski. Niemcy jako zjednoczone państwo powstały dopiero pod koniec XIX w. Poszczególne regiony należały przez wieki do odrębnych dynastii i księstw. I tak na przykład Bawarczykom mentalnie jest bliżej do Wiednia niż do Berlina. Co łączy zatem wszystkich Niemców? Miałam okazję rozmawiać na ten temat z wieloma osobami z różnych regionów będących w różnym wieku. Odpowiedź na to pytanie nie przyszła łatwo żadnej z zapytanych przeze mnie osób. Niektórzy po dłuższej chwili wymienili piłkę nożną, urząd skarbowy, czy punktualność. Jest jednak jedna kwestia, o której wspomnieli wszyscy ̶ odpowiedzialność za II wojnę światową.
Wracając do dyskursu na temat różnic pomiędzy Zachodnimi a Wschodnimi Niemcami, uważam, że nie powinien on polegać wyłącznie na szukaniu dyferencji. Zrozumienie przez RFN-owców systemu, w jakim żyli Niemcy w NRD i jego spadku po upadku muru berlińskiego, byłoby jednym z ważnych elementów w drodze do zatarcia podziału. Także odrzucenie obrazu aroganckiego „Zachodu” tkwiącego w głowach niektórych mieszkańców byłej NRD i poczucie grania do przysłowiowej jednej bramki, zbliżyłoby „podzielony” naród. Inne kwestie jak na przykład rozwój infrastruktury gospodarczej, znajdują się w już rękach rządzących.
Przedstawione przeze mnie losy byłych NRD-owców w Ratyzbonie nie są reprezentatywnymi studiami, ale dają poczucie indywidualności tej problematyki. Z pewnością nie można wykazać ich systemowej dyskryminacji na „Zachodzie”, tak jak i nie można mówić o braku problemów. Odczucia związane z nowym otoczeniem są często subiektywne: Podyktowane pewnym wyobrażeniem, celami, które chcemy osiągnąć, uprzedzeniami, czy też zbyt euforycznym początkiem tzw. nowego rozdziału w życiu. „Odnalezienie się” w nowym środowisku może nastąpić bardzo szybko, po upływie pewnego czasu lub wcale.
Joanna Wiesler
[1]Mianem „Ossis” (liczba pojedyncza „Ossi”) określa się w Niemczech potocznie i nieco pogardliwie mieszkańców byłego NRD (enerdowcy), natomiast „Wessis” (liczba pojedyńcza „Wessi”) RFN-owców.
[2] Markus Decker, Zweite Heimat. Bonn 2014, s. 13. W Niemczech rozpowszechniony jest następujący dowcip: „Teraz jesteśmy jednym narodem” ̶ mówi enerdowiec. „My też” ̶ odpowiada RFN-owiec. Cyt. za: Irene Götz, Deutsche Identitäten. Die Wiederentdeckung des Nationalen nach 1989. Wien 2001, s. 138-139.
[3] Ossi? – Na und! 30 Jahre und keine Einheit, https://www.zdf.de/politik/frontal/ossi-na-und-30-jahre-und-keine-einheit-lang-100.html [dostęp: 13.12.2024].
[4] Według statystyki z 2020 r. Niemcy z dawnego RFN posiadają średnio 120.000 euro majątku własnego, natomiast osoby z byłego NRD 55.000 euro. W: Ebd.
[5] Dirk Oschmann, Der Osten: eine westdeutsche Erfindung. Berlin 2023.
[6] Die Ost-Diskurse als Strukturen der Nobilitierung und Marginalisierung von Wissen. Eine Diskursanalyse zur Konstruktion der Ostdeutschen in den westdeutschen Medien-Diskursen 1989/90 und 1995. W: Thomas Ahbe, Rainer Gries, Wolfgang Schmale (red.), Die Ostdeutschen in den Medien. Das Bild von den Anderen seit 1990. Bonn 2010, s. 60.
[7] „Fakt ist!“: Ossi, Wessi und kein Ende? ̶ Junge Menschen und die Einheit, https://www.mdr.de/fakt-ist/redaktionen/magdeburg/fakt-ist-generationz-gen-z-klischees-vorurteil-teilung100.html [dostęp: 16.12.2024].