Gdy choruje zwierzę cierpi dom, jego kocyki posłanka miseczki obroże smycze zabawki smakołyki Nasze sofy fotele łóżka balkony ogrody parki wspólne drogi i ścieżki wspomnienia i myśli Gdy zwierzę wraca do zdrowia dom ożywa trudno to pojąć komuś kto nie dzielił życia z psem lub kotem Gdy umiera ubożeje świat A przecież to my dla niego byliśmy światem całym Ono dla nas jednym ze światów A boli jakby serce nam wyrwało choć jego biło dla nas, gdy bić przestało nasze zamiera w tęsknocie i wspomnieniach Małgorzata Talarczyk. Wiersz z tomiku „Nie tylko ludzki świat” - w przygotowaniu
W rozważaniach o bólu po utracie zwierzęcia nawiążę do cytatu na temat czułości z książki „Czuły narrator” Olgi Tokarczuk, bo myślę, że czułość „jako najskromniejsza odmiana miłości” towarzyszy tym, którzy ze zwierzęciem czują więź.
„Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości. (…) Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna, wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest raczej świadomym, choć może trochę melancholijnym, współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu” [1].
Sadzę, że w rozważaniach na temat utraty nie jest najistotniejsze, kogo naszą miłością i czułością darzymy, czy będzie to drugi człowiek, czy bliskie nam zwierzę. I nie personifikuję tu zwierząt, nie czynię z nich istot ludzkich, zwierzę było, jest i pozostanie zwierzęciem, co nie przeszkadza, by mogło być darzone uczuciem, traktowane jak przyjaciel czy członek rodziny. Nie jest ważne, jakie to zwierzę, czy będzie to pies, kot, koń czy jakieś inne. Bo najważniejsze w więzi są nasze uczucia, a w nich miłość i czułość. Choć ja najczęściej spotykam się ze smutkiem człowieka po utracie psa lub kota, bo zdarza się, że o tych uczuciach mówią pacjenci, a także czasami bliskie mi osobami. Po utracie zwierzęcia często słyszę pytania: „Dlaczego to tak boli?”, „Jak poradzić sobie z tą utratą?”, a czasami także „Dlaczego po śmierci matki/ojca tak nie cierpiałem/łam?”. Dla kogoś, kto nie czuł więzi ze zwierzęciem, pytania te mogą dziwić, a nawet szokować, szczególnie – ostatnie pytanie. Myślę, że odpowiedź leży w nas, w sensie także dosłownym, bo to są nasze uczucia, nasza wrażliwość, nasza więź z „obiektem”, niezależnie kim/czym ten „obiekt” jest. W przypadku więzi z drugim człowiekiem jest znacznie więcej symetrii, więc na to, co my czujemy, porównywalny udział i wpływ do naszego, ma ten drugi. Choć nie musi to być udział proporcjonalny, bo taki nie jest np. w relacji więzi rodziców z małymi dziećmi czy różnego rodzaju związków toksycznych, przemocowych czy też tzw. miłości bez wzajemności. Wówczas nasze uczucia nie muszą być odzwierciedlane i odwzajemniane. Uczuciowa relacja między ludźmi obejmuje różne obszary, jest złożona, bywa skomplikowana, zawiera różne oczekiwania, może więc być ambiwalentna, mimo miłości i czułości. W relacji i więzi ze zwierzęciem tej porównywalnej symetrii jest znacznie mniej. Bo nie ma wzajemnego kontaktu werbalnego, który ze wszystkich form kontaktu, bywa najczęstszym powodem nieporozumień w relacjach między ludźmi. A zwierzę nie rozliczy nas (ze zobowiązań), nie skrytykuje, nie ukarze cichymi dniami, ale za to wysłucha bez przerywania i komentarzy. Nie poda nam szklanki wody, nie zrobi kawy, zakupów nie przyniesie, do lekarza nie zawiezie, ale za to nas nie zdradzi, nie oszuka, nie porzuci, nie obgada, nie oczerni, nie wykorzysta i nie obróci się na pięcie. Nie przywita nas z wyrzutem (znowu śmieci nie wyniesione), nie postawi ultimatum (albo ja albo one – np. pasje twoje), na nasz widok zawsze się ucieszy uśmiechniętym ogonem, błogim pomrukiem, czułym otarciem się o nogę. Ale nie wystarczy zwierzę „posiadać” czy „mieć”, trzeba zbudować z nim więź, a ta ze strony zwierzęcia to jego możliwości jako gatunku oraz indywidualne reakcje i zachowania w kontakcie z nami. Cała moc czułości, miłości i więzi ze zwierzęciem, jest więc po naszej, ludzkiej stronie. A im więcej w nas tych cech, tym też ból po utracie niestety większy. Cytowana na wstępie Olga Tokarczuk w różnych swoich wypowiedziach mówi wprost o trosce dotyczącej zwierząt, natomiast inna wybitna autorka – poetka Julia Hartwig nie wspomina o zwierzętach, mówiąc o czułości, ale mam nadzieję, że nie będzie nadużyciem przytoczenie słów Poetki w omawianym kontekście:
,,Sądzę, że czułość to jedna z cech osobowości, którą zostajemy mniej lub bardziej obdarowani. Wymaga wstrzemięźliwości i uwagi. Trudno się czasami z nią żyje, ale opłaca nasze różne gorycze. Krytycyzm warto zachować, bo często bywa uzasadniony, ale więcej wiemy o człowieku, patrząc na niego z czułością, która nie tyle odnosi się do niego osobiście, ile – to okropne, co powiem – do rodu ludzkiego. Do losu, który nam przypada. Jest on często nieszczęśliwy, w sferze naszych pragnień kończy się jak gdyby na niczym. Jest tyle cierpienia w naszym życiu, że jeżeli nie potrafimy uaktywnić czułości, która w nas jest, mniej wiemy o świecie. (…) Wydaje mi się, że to jest jak gdyby cecha immanentna. Że jeżeli ktoś jest zdolny do takiego patrzenia na świat, to go nie zmieni. Nawet wewnętrzne załamanie czy silne przeżycie, które może nas zrazić do świata i ludzi, nie może tego złamać. Nie wiem, czy można w sobie wyrobić czułość. (…) Czułość wymaga dojrzałości emocjonalnej, nie lubi taniego nadużywania. Chyba największą utratą, jest właśnie utrata czułości. Nawet gorszą niż utrata miłości. Bo czułość to uczucie ochraniające dwoje ludzi, w miłości niczego takiego nie ma. Czułość jest jak gdyby osłoną miłości, której jeśli się pozbyć, to już niewiele pozostaje. Są ludzie, którzy są czuli, chociaż nie potrafią tego wyrazić. Jest sto sposobów, które są okazaniem czułości, a nie są demonstracją. Czułość jest spontaniczna, wyrasta z nas, współczucie wyrasta z okoliczności. Chociaż czułość może się skończyć w stosunku do człowieka, który żyje, jest wielką zagadką, że nie kończy się ze śmiercią bliskiej osoby. Pozostaje żywa i wieczna. To jest jej wielka cnota. Pamięć czułości to także trudna nauka milczenia. Tym charakteryzują się wielkie uczucia, że obok wyznań wymagają także ogromnej dozy milczenia. Bywa ono trudne i bolesne, ale jest najwspanialszą zapłatą” [2].
Przytaczam te słowa Poetki, bo choć odnoszą się do relacji między ludźmi, będąc wnikliwym opisem i rozumieniem czułości jako jednej z cech osobowości, być może pomagają wyjaśnić, dlaczego jedni ludzie po utracie zwierzęcia cierpią bardziej, a inni mniej. Bo jak wcześniej wspomniałam, czułość jest w nas, więc im jej więcej, tym głębszą więź potrafimy nawiązać, tym bardziej nas boli, gdy zwierzę odchodzi „za tęczowy most”. Bo jak mówi o czułości Julia Hartwig: „jest wielką zagadką, że nie kończy się ze śmiercią bliskiej osoby. Pozostaje żywa i wieczna”, można więc zadać pytanie, dlaczego jako uczucie miałaby się skończyć wraz ze śmiercią zwierzęcia?
Oczywiście jest tak, że każdy człowiek jest niepowtarzalną indywidualnością i nie można go „zastąpić” kimś innym, choć można czuć podobną (ale tylko podobną) więź i czułość do kogoś innego, za wyjątkiem więzi z matką, ojcem, dzieckiem czy rodzeństwem. Ale gdy ktoś cierpi po utracie zwierzęcia, często słyszy „to weź sobie innego psa/kota”, tyle że następne zwierzę nie wymazuje z pamięci i z serca (jakkolwiek patetycznie to nie brzmi) tego utraconego. Owszem, „nowe” zwierze angażuje naszą uwagę i aktywność, ale to nie działa jak „delete” w komputerze. Znam osoby, które czuły ból po utracie psa lub kota, mimo że w domu były inne zwierzęta, a czasami było ich sporo np. w przypadku hodowli. Bo jedno zwierzę to jedna i jedyna w swoim rodzaju więź, wielość innych więzi, jej nie niweluje, nawet po śmierci zwierzęcia. Nawet w rodzinach, w których jak się pozornie wydawało ktoś nie darzył czułością zwierzęcia, to po jego śmierci sprawia wrażenie jakby doświadczał utraty. Niejednokrotnie słyszałam od pacjentów, że ojciec czy brat nie okazywali psu czy kotu uczuć, nie głaskali, nie zajmowali się nim, ale gdy zwierzęcia zabrakło, to np. zamilkli na kilka dni, albo byli wyraźnie smutni, albo nie mogli jeść itp. Czy czuli więź, nie wiadomo, być może przez klika czy kilkanaście lat przywiązali się do tego innego bytu, który dla pozostałych członków rodziny był bliski i ważny. Choć przywiązanie to nie to samo co więź, to jednak miejsce dla innego/drugiego w nas. Bywa, że w przypadku zwierzęcia musimy zmierzyć się z doświadczeniem, na które nigdy nie jesteśmy gotowi, to decyzja o uwolnieniu zwierzęcia od cierpienia. Mamy wówczas wątpliwości, czy to już, czy to ten czas? A po podjęciu decyzji zwykle towarzyszymy naszemu bliskiemu jego ostatnim tchnieniu.
A potem czasami smutek przeplata się z poczuciem winy, że za mało było wspólnego czasu, za niewystarczająco naszej uwagi, że za późno, że gdyby…
Czasami słyszę pytanie, co można zrobić z cierpieniem po utracie psa, kota, konia? Jak sobie pomóc?
Niestety, nie udzielę porady. Po śmierci bliskiej osoby, przeżywając żałobę możemy rozmawiać z innymi, możemy pójść na terapię, niektórzy oddając się różnym aktywnościom i pracy, a po utracie zwierzęcia, tak trudno o tym mówić, tak trudno przyznać się do bólu, z obawy, że inni nie zrozumieją, że zlekceważą czy wyśmieją. Jedni znajdują ulgę w opiece nad nowym zwierzęcym przyjacielem, inni zarzekają się, że już nigdy więcej, bo nie chcą tak cierpieć, jeszcze inni dają sobie czas, wierząc, że z jego upływem przestanie tak boleć. I z czasem ból stopniowo słabnie, choć żałoba, jako przeżyte uczucia, doświadczenia, pamięć i wspomnienia, pozostaje w nas, wypełniając to co utrata nam odebrała. Smutek i ból po śmierci kochanego zwierzęcia, które darzyliśmy czułością, miłością i z którym stworzyliśmy więź, jest całkowicie naturalna, pozostając częścią naszego, nie zawsze komfortowego życia, paradoksalnie – wzbogaconego o utraty.
Małgorzata Talarczyk
Źródła:
- Tokarczuk O. Czuły narrator. Wydawnictwo Literackie, 2020. (s. 288).
- Hartwig J. Wieczna czułość. Tygodnik Powszechny 27.02.2007. https://www.tygodnikpowszechny.pl/zywa-i-wieczna-czulosc-138840?fbclid=IwAR0s_ZSbcXL1HyhFVnR1kmi3AvhALGk3Ub8XzNXs0_9Kgql5gco3FRWGgKM
/Książki Małgorzaty Talarczyk – zakładka – e-księgarnia, wysyłka kurierska/