Aktualności

20220430_113600

Rozmawiamy z dr Małgorzatą Talarczyk, znaną poznańską psychoterapeutką, autorką książek psychologicznych i literackich. 

  • Teraz chyba wizyta w gabinecie psychoterapeutycznym przestała być dla rodzin problemem?

Tak, zdecydowanie obserwuję zmianę w nastawieniu do korzystania z psychoterapii. Kiedyś to był jakiś rodzaj wstydu, czy „przyznania się” do choroby, problemów lub trudności. Teraz, i to już od kilku lat, w korzystaniu z pomocy psychoterapeutycznej wielu ludzi nie widzi nic dziwnego czy kłopotliwego. Myślę, że to jest także zasługa propagowania powszechnie dostępnej wiedzy na temat często występujących zaburzeń, np. depresji czy zaburzeń odżywiania. To, co jeszcze obserwuję, to znacznie większe zaangażowanie ojców, którzy nie tylko uczestniczą w terapii bez oporu, ale często sami dzwonią rejestrując spotkanie. To są bardzo pozytywne zmiany, bo przed laty, zaproszenie ojca do udziału w terapii rodzinnej nie było łatwe, często padały odpowiedzi, że „to żona zajmuje się wychowaniem dzieci”, albo „to nie ja mam problem”, „ja nie jestem chory” itp. Tego typu argumentów już nie słyszę, ojcowie biorą udział w sesjach, a jak wynika z sesji, biorą też czynny udział i czują się odpowiedzialni za wychowanie dzieci, a to bardzo cieszy.

  • Czyli można mówić o wzroście świadomości rodzicielskiej ojców? Jak to się przekłada na efekty wychowawcze? Więzi rodzinne?

Mogę wypowiadać się wyłącznie w oparciu o moją praktykę terapeutyczną, czyli dotyczy to rodzin, które zgłaszają się na psychoterapię. Czy to jest „średnia krajowa”, tego nie wiem. Gdy porównuję rodziny, z którymi pracowałam 15-20 lat temu i obecne, to obserwuję kolosalną zmianę: ojcowie są znacznie bardziej zaangażowani w zajmowanie się dziećmi, a przez „zajmowanie się” rozumiem poświęcanie czasu, zarówno na wychowanie, dbanie o zdrowie i edukację dzieci. Obecnie coraz częściej słyszę na sesjach, że rodzice dzielą się opieką i pomocą w nauce dziecku. Sądzę, że wynika to i ze wzrostu świadomości, ale też z rosnącego równouprawnienia, bo przed laty tak wiele matek nie było tak bardzo zaangażowanych zawodowo. Przekłada się to także na więzi rodzinne, ojcowie nie funkcjonują już tak często, jak kiedyś, poza diadą matka-dziecko, a częściej w koalicji rodzicielskiej z matką, co jest najbardziej pożądaną koalicją rodzinną. Widzę na sesjach terapii rodzinnych, że więzi ojców z synami czy córkami są znacznie silniejsze, niż były przez laty.

  • Ojcowie bardziej niż kiedyś angażują się w wychowywanie swoich dzieci, ale zarazem też napotykają na większe trudności wychowawcze, kiedyś przecież nie było tylu problemów psychicznych dzieci i młodzieży, tylu prób samobójczych, tylu chorób czy problemów psychicznych, czego wyrazem są bulimia i anoreksja, uzależnienia od Internetu i mediów społecznościowych itp. Ojcowie trafili na czas większych wyzwań niż przed lat.

To prawda, że wzrasta liczba problemów emocjonalnych oraz zaburzeń psychicznych dzieci i młodzieży. Ale to są problemy zdrowotne, a nie stricte wychowawcze. Przed laty więcej rodzin zgłaszało się z tzw. problemami wychowawczymi, które po części okazywały się nastoletnim buntem normatywnym, a po części później zdiagnozowanymi zaburzeniami. I ta zmiana proporcji między liczbą zgłaszających się rodzin z dziećmi z problemami emocjonalnymi lub zaburzeniami psychicznymi a trudnościami wychowawczymi, to z perspektywy terapeutycznej ciekawe zagadnienie. Choć czasami trudno radykalnie oddzielić problemy wychowawcze od zdrowotnych, bo one miewają wspólne obszary, np. rodzice zgłaszający się z nastolatkiem/-ką z powodu „problemów wychowawczych”, takich jak „lenistwo”, „opryskliwość”, „zaniedbywanie nauki”, „nierespektowanie obowiązków domowych” itp. okazuje się czasami, że de facto problemem jest zaburzenie psychiczne, a nie trudności wychowawcze. Obecne czasy wiele zmieniły w życiu dzieci i młodzieży. Kiedyś dzieci po szkole integrowały się ze sobą na tzw. podwórkach, tak tworzyły się więzi i koalicje rówieśnicze, była możliwość odreagowania napięć. W dzisiejszych czasach dzieci są tego pozbawione, więzi koleżeńskie osłabiły się, częściowo przeszły do obszaru zdalnego, realne kontakty zastępują gry komputerowe i kontakty społecznościowe. Między dziećmi i młodzieżą narasta rywalizacja, czasami też dotyka młode osoby hejt. Gdyby więc nie było teraz zaangażowania i aktywności ojców, to i dzieciom, i matkom byłoby znacznie trudniej.

  • Kto jest bardziej otwarty podczas terapii rodzinnej – ojcowie, matki, dzieci?

A to już jest bardzo indywidualne, m.in. zależy też od trudności, z jakimi zgłasza się rodzina, od rodzaju komunikacji w rodzinie (czy bardziej otwarty, ekspresyjny i wprost, czy tendencje do milczenia i tzw. „zamiatania pod dywan” ), od wieku dziecięcego pacjenta i jego cech, a także od etapu terapii. Pierwsza sesja jest zawsze sesją diagnostyczną i w przypadku dziecka czy adolescenta /nastolatka/, z powodu którego rodzice umówili wizytę, ważne i potrzebne jest zebranie od rodziców wywiadu na temat dziecka, jego rozwoju, dotychczasowych chorób, trudności czy problemów. Na ten temat zwykle matki podają więcej szczegółowych informacji, ale ojcowie zachęcani są do uzupełnienia wywiadu i podzielenia się swoim punktem widzenia na to, co mówi mama dziecka. W drugiej części sesji diagnostycznej rozmawiam z samym dzieckiem i w zależności od jego wieku, a także indywidualnych cech, ta otwartość bywa różna. Ale bardzo ważna jest możliwość poznania dziecka i rozmowy z nim bez obecności rodziców. I część trzecia sesji diagnostycznej to wspólna rozmowa z rodzicami i dzieckiem oraz omówienie dalszej terapeutycznej współpracy z rodziną. Natomiast w procesie psychoterapii rodzinnej, psychoterapeuta winien zadbać o to, by każdy z członków rodziny, w tym też rodzeństwo, mógł mieć taki sam (lub zbliżony) czas na wypowiedzi. Tak więc zdarza się, że osoby które chciałyby mówić bardzo dużo, czasami też w imieniu innych, zmuszone są pozostawić odpowiedni czas na wypowiedzi innych członków rodziny. Przy czym aktywność werbalna na sesji nie jest tożsama z otwartością, bo otwartość to jednak nie liczba słów, a głębia poruszania tematów.

  • Czy rodzice są zaskoczeni tym, co mówią ich dzieci? Czy okazuje się, że mało wzajemnie się znają, choć mieszkają razem i powinni wszystko o sobie wiedzieć?

Zdarza się, że potrzeby, oczekiwania czy troski dzieci zaskakują rodziców. Ale nierzadko jest też tak, że rodzice znają te oczekiwania, nawet jeśli nie są one wprost przez dzieci formułowanie. Istnieje określony sposób zadawania pytań w systemowej terapii rodzin, który skłania rodziców do wyobrażenia sobie oczekiwań dziecka i okazuje się, że często nie są one zaskoczeniem. Powtarzającym się oczekiwaniem dzieci jest – czas rodziców. Czas i uwaga rodziców, jakiej dzieci potrzebują, bywają niezaspokajane. Ale ta frustracja potrzeb zwykle nie jest skutkiem niechęci rodziców do jej zaspokojenia, ale przeformułowania potrzeb i priorytetów. Przykładem są sytuacje, w których okazuje się, że dzieci potrzebują i chcą czasu oraz uwagi rodziców, a nie otrzymują ich, bo rodzice dużo czasu i uwagi poświęcają swojej pracy, a na pytanie – co jest dla matki/ojca najważniejsze w życiu, odpowiadają: dzieci i rodzina. Tego typu sytuacje są dramatyczne i paradoksalne jednocześnie. A odnosząc się do ostatniej części pytania, że „mieszkają razem i powinni wszystko o sobie wiedzieć”, to muszę zaprzeczyć, bo okres dojrzewania to czas rozwijającej się indywidualności i emocjonalnej separacji od rodziców. W psychoterapii systemowej okresu rozwojowego określenia „indywiduacja – separacja”, czyli budowanie indywidualnej osoby, znacznie mniej niż w dzieciństwie zależnej psychicznie od rodziców, to kluczowe procesy w rozwoju jednostki. Tak więc młody człowiek ma swoje tajemnice, przestaje być tak „czytelny” dla rodziców jak był w okresie dzieciństwa, nie rozmawia o wszystkim, nie zwierza się jak kiedyś (o ile to robił) i ta tajemniczość to całkowicie naturalny kierunek rozwoju.

  • W tym całym zabieganiu codziennym umyka nam wiele rzeczy. Budujemy kontakt pozorny, powierzchowny, nie głęboki. A co zrobić, by taki właśnie był?

I tu właśnie może pojawić się pułapka, polegająca na tym, że dopiero sytuacje związane z zaburzeniami psychicznymi czy problemami emocjonalnymi lub trudnościami wychowawczymi, zbliżają dzieci i rodziców. Znajduje się wtedy czas i uwaga, a także dzięki psychoterapii lub bez niej – pogłębione rozmowy. Nie chcę przez to powiedzieć, że brak czasu czy uwagi jest bezpośrednią przyczyną zaburzeń psychicznych, absolutnie nie, choć w niektórych przypadkach może być jednym z czynników wyzwalających lub podtrzymujących problemy emocjonalne dzieci i młodzieży. Bo jeśli dziecko czy nastolatek obserwuje lub odczuwa, że z powodu jego/jej problemów rodzice swoje obowiązki przesuwają na drugi plan, to istnieje ryzyko, że może się obwiać, iż po powrocie do zdrowia lub/i bezproblemowego funkcjonowania, wszystko w rodzinie wróci do stanu wcześniejszego. Dlatego tak bardzo ważnym staje się, aby pozytywne zmiany, które zadziały w rodzinie w czasie psychoterapii, przetrwały także po terapii i powrocie do zdrowia. A jak na co dzień w rodzinach budować prawdziwy, głęboki kontakt? Do tego niezbędny jest czas i uwaga ze strony rodziców, budowanie rodzinnego zwyczaju np. codziennych rozmów wieczorem, o tym jak minął dzień (a nie tylko pytanie: „co było w szkole?”), codziennego wspólnego czasu, oraz planowania i spędzania 2-3 godzin w weekendy, szukania wspólnych zainteresowań czy pasji. To wydaje się takie proste i oczywiste, jest bardzo potrzebne i oczekiwane przez dzieci tyle, że często nie funkcjonuje.

Dziękuję za rozmowę.

Pytania zadawała PM. Wiśniewska 

www.system-terapia.pl

Małgorzata Talarczyk: Anorexia nervosa. W sieci pułapek

M. Talarczyk: Trzy światy. Z perspektywy psychoterapeuty