Rozmowa z dr Małgorzatą Talarczyk, psychoterapeutą, autorką książek o zaburzeniach odżywiania.
- Jest Pani z zawodu psychologiem, pracuje jako psychoterapeuta, ale też jest autorką kilku książek, proszę o nich opowiedzieć.
Moje poprzednie książki poświęcone były zaburzeniom odżywiania. Pierwsza pt. „Bulimia – przepisy, paradoksy i zaklęcia” wydana przez Wydawnictwo Media Rodzina w 2010 roku, jak tytuł wskazuje, dotyczy zaburzenia, jakim jest bulimia. Dzielę się w niej doświadczeniami wieloletniej praktyki terapeutycznej leczenia tego zaburzenia, zwracając m.in. uwagę na czynniki, które mogą wyzwalać oraz podtrzymywać objawy. Zawarte w tytule „przepisy” to mój autorski pomysł, by Pacjentki nie tylko dostrzegały, ale też opisywały w formie zaleceń swój wkład w podtrzymywanie objawów. Niestety, książka od dawna jest już niedostępna. Druga książka pt. „Anorexia nervosa – w sieci pułapek” wydana przez Wydawnictwo Naukowe Silva Rerum w 2019 roku, podobnie jak książka na temat bulimii, swoim tytułem określa poruszane zagadnienia. Książkę napisałam w dużej części opierając się na artykułach, których jestem autorką i które były publikowane w czasopismach naukowych. W niej także, jak w książce na temat bulimii, dzielę się refleksjami i doświadczeniami związanymi z psychoterapią indywidualną oraz terapią rodzinną chorych z rozpoznaniem anoreksji. Każdy pacjent czy pacjentka są inni, każda rodzina ma swoją wielopokoleniową historię, wartości, zasady, priorytety, ale są też pewne obszary podobne, które można odnaleźć u chorych i ich rodzin. Mając blisko czterdziestoletnie doświadczenie kliniczne i terapeutyczne oraz ponad trzydziestoletnie w leczeniu kilkuset pacjentek z rozpoznaniem anoreksji i ich rodzin, opracowałam propozycje terapeutyczne, które okazują się efektywne w praktyce. Niezręcznie jest mi mówić o autorskich propozycjach, bo może to być odebrane jako brak skromności czy zuchwałość, ale wieloletnia, intensywna praca z setkami pacjentek z tym samym rozpoznaniem, inspiruje do szukania nowych propozycji i rozwiązań terapeutycznych. Oczywiście, nie jestem wstanie pomóc wszystkim chorym, którzy wraz z rodzicami zgłaszają się na terapię, ponieważ psychoterapia jest procesem, wymagającym zaangażowania i motywacji do leczenia ze strony pacjentów, a tej motywacji u chorych z rozpoznaniem anoreksji zwykle na początku procesu terapii brakuje. To jest także widoczna i odczuwalna różnica między pacjentkami z rozpoznaniem bulimii i anoreksji. Osoby z rozpoznaniem bulimii zwykle są zmotywowane do leczenia, zgłaszają się na terapię same, są też często nieco starsze od pacjentek z rozpoznaniem anoreksji. Natomiast osoby z rozpoznaniem anoreksji nie czują chore, zaprzeczają diagnozie i nie chcą się leczyć. I to jest trudność oraz wyzwanie w pracy terapeutycznej, ale też ogromna satysfakcja, gdy tę współpracę, przymierze terapeutyczne udaje się z chorą nawiązać. Doświadczeniami z pracy terapeutycznej z chorymi na zaburzenia odżywiania dzielę się nie tylko w formie publikacji, ale także prowadząc szkolenia dla terapeutów.
- Najnowsza pozycja właśnie jest w trakcie prac wydawniczych, ma się ukazać we wrześniu. O czym będzie?
Cieszę się, że książka niebawem się ukaże, ale też trudno mi odpowiedzieć na pytanie – o czym jest. Bo tak jak publikacje i książki na temat zaburzeń odżywiania są tematyczne, tj. na konkretne tematy, w których dzielę się wiedzą i doświadczeniem, tak pozycja, która ma się ukazać jest wielotematyczna i przyznam, że nie chciałabym zagadnień omawianych w książce konkretyzować. Każdy poruszany temat jest niezależny, są to eseje, felietony oraz inne teksty, do indywidualnej interpretacji. Najogólniej rzecz ujmując w książce dzielę się obserwacjami i refleksjami na temat zagadnień realnych i wirtualnych, które nas otaczają, a w tym o znaczeniu słowa, o komunikacji, śmierci, pandemii i różnych reakcjach na nią. Jedną część książki poświęciłam zagadnieniom psychoterapii, z intencją popularyzowania tej dziedziny wiedzy i praktyki. W ostatniej części piszę o filmach, a dokładniej o symbolach, jakie w oglądanych filmach dostrzegam.. Ale chcąc uniknąć opisu książki, a jednocześnie nie pozostawić Pani pytania bez odpowiedzi, pozwolę sobie przytoczyć kilka zdań ze „Słowa wstępnego” oraz recenzji, jakimi zaszczycili mnie publicystka, tłumaczka i poetka, Elżbieta Binswanger-Stefańska, oraz scenarzysta i reżyser filmów fabularnych oraz dokumentalnych, Krzysztof Rogulski.
Elżbieta Binswanger-Stefańska w niezwykle interesującym Wstępie do książki pisze: “Symbol”, to słowo klucz w książce Małgorzaty Talarczyk poruszającej całą paletę tematów najróżniejszych. Łączy je także to, że ich gros ujawniło się w czas pandemii. Drugi nasz świat, świat wirtualny, także zaczął się rozgrzewać niejako pod wpływem koronawirusa. Fora społecznościowe, fejsbuk, są miejscem wymiany myśli ludzkich, ale także miejscem walk, a nawet wojen.
Co się dzieje z naszym językiem? Jak się ze sobą komunikujemy, jeśli nośnikiem jest samo słowo, a nie mowa całego ciała, pyta autorka “Trzech światów”. Skąd te nowe kulturowo pojęcia, jak: hejt, fejk, czy bańka? Jak dajemy sobie radę z samotnością przed monitorem i wzrastającym poczuciem zagrożenia, niepewności jutra? Ze starością i śmiercią wreszcie, w czasach gdy życie się dzięki medycynie wydłuża, ale zarazem wydłuża się czas starości?”
Krzysztof Rogulski w pięknej recenzji do książkę pisze: „Małgorzata Talarczyk, czerpiąc ze swej blisko czterdziestoletniej praktyki, proponuje czytelnikowi klarowne wyjaśnienie wielu używanych w psychoterapii pojęć, nader często wymykających się dydaktycznemu zamknięciu w sztywny system. Ta część jej książki wydaje mi się świetnym kompendium dla studentów medycyny, psychologii, filozofii czy po prostu dla czytelników pragnących odkryć fascynujący świat rozwoju ludzkiej osobowości.
Rozpad więzi rodzinnych i przyjacielskich, kompleks zamknięcia, zalew wirtualnych przekazów, stopniowe odrealnianie życia stało się naszym chlebem codziennym. Osobiste uwagi autorki na temat tych różnych zjawisk, związanych z pandemią , która spadła na nas jak grom z jasnego nieba, zapraszają czytelnika do szczerej refleksji na temat własnych postaw wobec wszechobecnego w przestrzeni publicznej hejtu, usankcjonowanych kłamstw, lęku o zdrowie, przyszłość naszych rodzin i naszego stosunku do śmierci” I dalej „Trzecia część książki to felietony filmowe Małgorzaty Talarczyk, które zaskakują głębokością analizy i uwagą spojrzenia na każdy detal filmowej opowieści” (…) „Unika dydaktyki w czytaniu znaczeń symboli pamiętając o tym, że dosłowne ich opisanie może je spłaszczyć i sprowadzić do roli dekoracyjnej alegorii. Pozwala poruszać się naszej wyobraźni swobodnie po wyznaczonym terenie. Te cechy jej pisarstwa sprawiają, że czyta się jej książkę jednym tchem aż do ostatniej strony.”
- Co Panią skłoniło do podjęcia tematów niekoniecznie związanych z życiem zawodowym?
Gdy wybuchła pandemia, a za nią przyszedł lockdown, życie zaczęło się kumulować w obszarze wirtualnym. Zarówno praca, jak i kontakty towarzyskie czy prywatne osób prowadziło przez Internet, na Skype, Teamsie, Zoomie czy w portalach społecznościowych. To tam, przy niemożności spotkań w świeci realnym, toczyły się dyskusje, wymiana myśli, często też spory. Również ja zaczęłam częściej „bywać” np. na Facebooku, gdzie czytałam posty oraz komentarze, brałam udział w rozmowach i pisałam. Poruszane przeze mnie tematy dotyczyły otaczającej nas rzeczywistości, w tym też pandemii, która zdominowała świat. Z czasem zaczęłam także dzielić się rozważaniami dotyczącymi psychologii i psychoterapii. A do opracowania moich refleksji w formie książki zachęciła mnie Pani. Do tych tekstów dołączyłam także wcześniejsze, napisane przed pandemią, refleksje na temat symboli filmowych. W ten sposób powstała książka nie dotycząca wprost mojej pracy zawodowej, ale też nie pozbawiona perspektywy psychologicznej i terapeutycznej, stąd tytuł „Trzy światy. Z perspektywy psychoterapeuty”.
- Jak postrzega Pani współczesne społeczeństwo i jednostki w tym społeczeństwie? Wszystko wydaje się jakieś chaotyczne, czy też ma Pani takie wrażenie pogłębiającego się chaosu?
Jeśliby porównać czas obecny z czasem sprzed półtora roku, to wydaje mi się, że chaos się zmniejsza. Wówczas na początku 2020 roku gdy pandemia zaczęła zalewać świat jak wulkaniczna lawa, nie było ucieczki donikąd i nie wiedzieliśmy, jak sobie pomóc, poziom chaosu i lęku był znacznie większy. Obecnie gdy wiemy, czym jest koronawirus, jak działa i jak można go unikać i przed nim się bronić, chaos jest chyba mniejszy. Dostrzegam bardziej polaryzację, którą pandemia nasiliła, bo teraz różnią nas nie tylko np. poglądy polityczne czy religijne, ale doszły nowe różnice np. dotyczące pandemii i jej zapobiegania, ekologii czy lotów w kosmos. Ta polaryzacja poglądów, przekonań czy postaw, paradoksalnie bardziej porządkuje niż wprowadza chaos. Chyba, że uwzględnimy przekazy informacyjne, newsy, często bardzo różne na te same tematy, co na pewno wprowadza chaos informacyjny. A chaos ten pogłębiają mnożące się fake newsy. Myślę, że jako jednostki oraz społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej zmęczeni pandemią, związanymi z nią ograniczeniami, strachem, niepewnością, a także nauką i pracą zdalną. To wszystko sprzyja frustracji potrzeby bezpieczeństwa oraz irytacji, złości czy nawet agresji. Łatwo się irytujemy, tracimy cierpliwość w sytuacjach społecznych, widać to np. w różnych relacjach z zachowań kierowców na drogach.
- Podjęła Pani też tematykę pandemii. Psychologicznie i społecznie to niełatwy temat, bo niełatwy jest ten czas…
Tak, to niełatwy temat, ale też trudno było go nie podjąć, bo dotyczył nas wszystkich, dotknął cały świat. Przed pandemią mieliśmy jako gatunek omnipotentne poczucie panowania nad wszystkim, no może poza pogodą. Aż nie pojawił się najbardziej prymitywny agresor, jakim jest wirus i wywrócił świat, pokazując nam jak niewiele możemy wobec epidemii. Nie miała znaczenia zamożność, pozycja społeczna czy wykształcenia, wirus nie wchodził w żadne układy nie był i nie jest koniunkturalny. Zbierał żniwo, swoje ofiary. A z drugiej strony nauka pokazała swoją moc, opracowując i wprowadzając do walki z wirusem, strategiczną broń. Ale tak jak były i są osoby negujące istnienie pandemii (uważające, że to grypa) i odmawiające noszenia masek, tak też są i pewnie będą osoby niechcące się szczepić przeciw Covid-19. Są też grupy osób uznające co prawda, że istnieje koronawirus, ale nie jest na tyle zagrażający jak podają statystyki. Inne grupy porównują Covid -19 do choroby nowotworowej (jak wiadomo nie zakaźnej) jako podobnie śmiertelnej, nie dostrzegając, że im więcej chorych z Covid, tym mniej miejsca w szpitalach dla innych chorych, w tym chorych onkologicznie. Przeżyliśmy (a nie wszystkim było to dane) trzy fale pandemii i jak zapowiadają specjaliści, jesienią czeka nas czwarta fala, znacznie groźniejsza w przebiegu i skutkach oraz bardziej zakaźna. Nie wiadomo, ile fal nas jeszcze czeka, ile ofiar pandemia jeszcze pochłonie, bo dopóki wirus będzie znajdował nieodporne organizmy, tak długo będzie atakował i mutował. Przed nami więc niełatwy czas…
- A jak Pani radzi sobie w czasie pandemii?
Jak sobie radzę? Uważam, że jak część innych osób, całkiem nieźle. Na szczęście nikogo z moich bliskich wirus nie pozbawił życia, mogę pracować, znajduję też czas na pasje. Na szczęście, nie mam nieprzepartej potrzeby „bywania” w miejscach, które z powodu pandemii były zamknięte. Choć w minionym pandemicznym roku brakowało mi spotkań w gronie bliskich, w ulubionych miejscach tzw. publicznych, m.in. bardzo brakowało mi kina i premier filmowych. Ale z drugiej strony, gdyby nie zamknięcie w domach, nie powstałaby książka, i z tego co wiem, nie tylko ta moja.
- Jak Pani zareagowała na wieść o pandemii?
Zareagowałam, jak wielu ludzi, początkowo niedowierzaniem, że to się dzieje, potem obawami o zdrowie i życie bliskich oraz swoje, a później, w miarę poznawania mechanizmu działania wirusa, coraz spokojniej. A gdy pojawiła się możliwość szczepienia, skorzystałam z osiągnięć nauki bez obaw. Psycholodzy, podobnie jak inni ludzie doświadczają różnych emocji, tyle tylko, że zwykle mając ich świadomość, najczęściej nie ulegają im nieświadomie. Pomocne w tym jest, szczególnie dla psychoterapeutów, przejście pracy własnej, czyli własnej psychoterapii, co pozwala poznać siebie, w tym własne emocje, ich genezę, działanie, wpływ na myślenie i zachowanie. Ale nie ogranicza i nie spłyca to odczuwania emocji, za to zwiększa ich kontrolę. Może porównam reakcje terapeuty w sytuacjach kryzysowych do pracy strażaka, w tym sensie, że gdy jest pożar, to strażak wie, co robić, wie, jak ratować innych i siebie, ale żar ognia widzi i czuje jak inni, choć (używając przenośni) ubranie ochronne pełni funkcję psychologicznych mechanizmów obronnych.
- Co zmieniło się w myśleniu o pandemii przez ten rok w kontekście społecznym i psychologicznym? Czy pandemia zmieniła nas jako jednostki i nas jako społeczeństwo?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo pandemia to proces, który trwa, wymaga więc ciągłych badań z obszaru psychologii społecznej czy socjologii. Myślę też, że „myślenia o pandemii” nie można rozpatrywać jako jednej kategorii. Bo jednostki myślą o pandemii w różny sposób, jedni od początku i w sposób ciągły w nią nie wierzą, więc konsekwentnie pozostają niechętni do przestrzegania epidemicznych zaleceń. Znam osoby, które nie zmieniają swoich poglądów, nawet gdy chorują ich bliscy. Stosują wówczas zwykle jeden z mechanizmów obronnych, jakim jest racjonalizacja, aby nie tkwić w dysonansie poznawczym. O dysonansie poznawczym, czyli najkrócej rzecz ujmując, zmaganiu się z różnymi, zwykle sprzecznymi informacjami, także piszę w książce. Inni z kolei zmienili swoje zdanie z początku pandemii, którą wówczas negowali, bo uwzględniają informacje i wiedzę specjalistów. Jest też grupa społeczna, która od początku przyjęła do wiadomości niewygodny fakt istnienia pandemii i zdania nie zmienia. W tej grupie nie zdarza się „przejście” na stronę „niewierzących” w pandemię, w przeciwieństwie do grupy „sceptyków”, w której na szczęście poszczególne osoby zaczynają ufać specjalistom i zmieniają zdanie.
- A skąd zainteresowanie kulturą filmową? O jakich filmach pani pisze? Jakie problemy filmowe porusza?
Filmem interesuję się od bardzo dawna, będąc na studiach regularnie kupowałam karnety na „Konfrontacje filmowe” i co roku brałam udział w „maratonach” projekcji zwykle produkcji premierowych. Przed kilku laty do podzielenia się na Facebooku refleksjami na temat filmu pt. „Musimy porozmawiać o Kevinie” zaprosiła mnie Elżbieta Binswanger-Stefańska. Był to pierwszy film, na temat którego ośmieliłam się publicznie podzielić spostrzeżeniami. Od tamtego czasu przez dwa lata regularnie dzieliłam się refleksjami na temat oglądanych premier filmowych. Przyznam, że początkowo pisałam o filmach z dużą dozą nieśmiałości, ale z czasem ośmielały mnie liczne pozytywne reakcje i komentarze. Przy czym moje refleksje nie są recenzjami filmów, bo do pisania recenzji nie mam kompetencji krytyka filmowego. Swoją uwagę koncentruję na symbolach, jakie w filmach dostrzegałam. Może refleksje na temat symboli zachęcą czytelna do obejrzenia wybranego filmu lub powrotu do kiedyś widzianego i poszukania dostrzeganych przeze mnie symboli. Ostatni symbolicznie omówiony film widziałam nie w kinie, lecz oczami wyobraźni, nadałam mu tytuł „Gdyby Covid był filmem”.
- Do jakich wniosków Pani doszła w swojej książce? I do czego chciała Pani skłonić czytelników?
Odpowiem w sposób, który chyba Panią i może niektórych Czytelników nie zadowoli, bo celem napisania tej książki jest nie tyle dochodzenie do wniosków, co stawianie pytań, skłanianie do refleksji, może inne niż do tej pory spojrzenie na to co wokół. Czytelnikowi pozostawiam wybór w interpretacji każdego z odrębnych tekstów i książki jako całości. Odpowiem więc tak, jak kiedyś ujął to krytyk filmowy Tomasz Raczek, że każdy bierze z filmu tyle, ile chce i potrafi. Podzielam ten sposób myślenia o odbiorze sztuki filmowej, dodając, że moim zdaniem dotyczy to odbioru każdej formy przekazu – słowa, dźwięku i obrazu.
Dziękuję za rozmowę.
Pytania zadawała Paulina M. Wiśniewska
Okładka zapowiedzi wydawniczej