Aktualności

gos2

„Nie oceniaj książki po okładce” – to powiedzenie zna niemal każdy. Ale co, jeśli książką jest człowiek? Właśnie na tym założeniu opiera się idea „Żywej Biblioteki” – miejsca, gdzie zamiast papierowych tomów „wypożycza się” ludzi, by posłuchać ich prawdziwych historii. Pomysł tej wyjątkowej inicjatywy narodził się z potrzeby budowania mostów zamiast murów. Dziś rozmawiamy z pomysłodawczynią tej akcji na Wydziale Pedagogiczno-Artystycznym UAM p. Małgorzatą Meszczyńską, żeby dowiedzieć się, jak narodził się ten projekt, co ją zainspirowało i dlaczego właśnie dialog może być początkiem zmiany.

Zacznijmy od początku: skąd się wziął pomysł na zorganizowanie „Żywej Biblioteki”?
Blisko 10 lat temu mój mąż i syn zostali zaproszeni do udziału w podobnym przedsięwzięciu. „Żywą bibliotekę” organizowała niewielka, ale bardzo prężnie działająca biblioteka w Sokolnikach nieopodal Łodzi. Po powrocie obaj z przejęciem opowiadali o wydarzeniu, o budujących, wartościowych rozmowach. Wtedy o „Żywej bibliotece” usłyszałam po raz pierwszy. Gdy kilka lat temu szukałam pomysłu na zajęcia w ramach prowadzonych przeze mnie przedmiotów „Projekt medialny” i „Projekt reklamowy” na Wydziale Pedagogiczno-Artystycznym UAM, przypomniałam sobie o ŻB i uznałam, że takie przedsięwzięcie będzie doskonałym sprawdzianem wiedzy i praktycznych umiejętności naszych studentów. A poza tym idea znakomicie wpisuje się w katalog wartości, jakie rozwija i pielęgnuje nasza uczelnia.

Jakie są główne cele tego projektu?
Ideą Żywej Biblioteki jest przede wszystkim łamanie stereotypów, promowanie dialogu i budowanie relacji. To spotkanie, rozmowa, uważność.  Żywa Biblioteka generuje bardzo pozytywne emocje, otwiera na „inność”, oswaja. Pokazuje, że najczęściej boimy się tego, czego nie znamy. Właśnie z niewiedzy, z lęków rodzą się uprzedzenia – a tego typu spotkania nierzadko są lekcja tolerancji w praktyce.

Co chciałaby Pani aby uczestnicy wynieśli z tego doświadczenia?
Jak już wspomniałam jest to projekt zaliczeniowy dla studentów, którzy planują, organizują i przeprowadzają całe przedsięwzięcie. To praktyczny egzamin ubrany w swego rodzaju socjologiczną przygodę, zawodowe wyzwanie. Sprawdzian swoich możliwości i umiejętności pracy w grupie. A poza tym liczę na to, że każda kolejna edycja naszej wydziałowej ŻB sprawi, że obie jej strony – czytelnicy i same „żywe książki” staną się bogatsze emocjonalnie, docenią wartość otwartej rozmowy.

Jakie kryteria muszą spełniać osoby, które chcą zostać żywą książką?
Żywą książką może być właściwie każdy, kto chce i potrafi rozmawiać. Do udziału w przedsięwzięciu zaprasza się zwykle ludzi którzy mogą inspirować, są otwarci, chcą się dzielić swoją historią i doświadczeniami, nawet trudnymi. Nie boją bezpośrednich pytań i akceptują formułę „Żywej Biblioteki”. Warto tu wyraźnie zaznaczyć, że o ile czytelnicy zachęcani są do zadawania pytań, o tyle „książki” nie mają obowiązku na każde z nich odpowiedzieć. Jeśli czują, że pytanie w jakiś sposób narusza ich prywatność, mogą postawić granicę. Zakładamy oczywiście, że wszystko odbywa się w przyjaznej, komfortowej dla obu stron atmosferze. Nad tym też czuwają organizatorzy, dyskretnie, ale uważnie obserwujący „żywy księgozbiór” i gości.

Jak uczestnicy reagują na rozmowy z „żywymi książkami”?
Do tej pory – a mamy już 3 edycje Żywej Biblioteki za sobą, spotkałam się wyłącznie z pozytywnymi opiniami. I jest to bardzo budujące. Bardzo często te rozmowy schodzą z głównego tematu, bywa że mówić zaczynają też czytelnicy, tworzą się piękne relacje, nowe znajomości, a nawet przyjaźnie.

Są historie, które szczególnie zapadły Pani w pamięć?
Każda z dotychczasowych edycji jest w jakiś sposób wyjątkowa, podobnie jak wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju są nasze „książki”, ale też czytelnicy. Wraz ze studentami zauważyliśmy – bo każdą z zakończonych edycji omawiamy i analizujemy, czy można było zrobić coś inaczej, lepiej – że większe zainteresowanie czytelników budzą te książki, które przynoszą ze sobą różnego rodzaju „akcesoria”, związane z tematyką planowanych rozmów. Być może to przełamuje pierwsze onieśmielenie czytelników, budzi ciekawość. Furorę w poprzednich edycjach zrobili hodowcy dzikich ptaków. Kruk i jastrząb były gwiazdami spotkań.

Są w planach kolejne edycje?
Oczywiście – mam wrażenie, że Żywa Biblioteka na dobre rozgościła się w majowym kalendarzu WP-A UAM w Kaliszu. Myślę, że tego typu przedsięwzięcie, które za każdym razem jest jednak nieco inne – zarówno za sprawą studentów-organizatorów, jak i za sprawą samych żywych książek – nie może się znudzić. A poza tym to naprawdę świetny sprawdzian dla studentów.

Jak Pani widzi rozwój tej inicjatywy w przyszłości?
Liczę na to, że Żywa Biblioteka zaistnieje również w świadomości mieszkańców Kalisza. Pierwsze dwie edycje przygotowywali wyłącznie studenci specjalności medialnej i reklamowej FP, w tym roku, po raz pierwszy w organizację ŻB włączyliśmy przyszłych bibliotekarzy z INIB. I to była bardzo dobra decyzja – nieco inne spojrzenie, dodatkowa dawka dobrej energii.

Jest coś, czego Pani sama nauczyła się dzięki tej inicjatywie?
Żywa Biblioteka jest dla mnie potwierdzeniem przekonania, że największą wartością są dla nas relacje. Nasza wydziałowa odsłona tego przedsięwzięcia pokazała natomiast, że młodzi ludzie chętnie angażują się w takie działania, które są zbieżne z ich wartościami, zainteresowaniami. Mają ogromny zapał. Cenną lekcją dla mnie jest obserwacja, że studenci potrafią organizować pracę w grupie, przydzielając zadania zgodnie z predyspozycjami poszczególnych osób. Są samodzielni. Nie oczekują wskazywania zadań – raczej tego, aby wykładowca był obok w razie potrzeby, ale by nie narzucał swoich rozwiązań, pomysłów. I tak właśnie staram się pracować ze studentami – nie tylko przy okazji Żywej Biblioteki.

Co powiedziałaby Pani osobie, która nigdy nie słyszała o Żywej Bibliotece?
Nie bój się. Przyjdź, zobacz. Porozmawiaj. Poczytaj ludzi, bo to najciekawsze książki.

Dziękuję za rozmowę i podzielenie się tą inspirującą ideą. „Żywa Biblioteka” to nie tylko projekt, ale też zaproszenie do słuchania, zadawania pytań i budowania mostów tam, gdzie wcześniej były mury. Obyśmy coraz częściej zamiast oceniać, chcieli naprawdę zrozumieć.

Martyna Sowizdrzał

II rok studiów drugiego stopnia Filologia polska WP-A UAM