Pierwsza część tytułu brzmi frywolnie? To dobrze – tak miała zabrzmieć. Bo literówka czasem może bawić, a przynamniej wywołać uśmiech.
Co jeszcze o niej wiemy poza tym, że ma umiejętności komediowe? Jest wielką demokratką. Bo popełnia je każdy, bez wyjątku. To znaczy każdy potrafiący pisać, w szczególności na komputerze i innych urządzeniach, bo zwłaszcza na klawiaturze czy dotykowym ekranie przestawienie liter zdarza się nie raz, nie dwa.
Literówki nie są, przyznaję to i jako redaktor językowy, i jako językoznawca, największym językowym grzechem. Nie oznacza to jednak łatwego rozgrzeszenia.
„Z wyrazami szacunu”, „Interesuję się orgiami”, „Wszystkim po grochu”. K I T – coś się stało z tymi trzema literami. I mamy KIT.
To znaczy: kogoś może to rozbawić, w najlepszym razie zdanie z literówką stanie się viralem. I tak być może. Ale nie musi – i najprawdopodobniej nie będzie. Zwłaszcza hitu.
Literówka może naprawdę zaboleć „nieumyślnego sprawcę”. W szczególności wtedy, gdy popełniona została w tekście oficjalnym lub gdy tych usterek jest sporo. Odbiorca treści ma prawo poczuć się rozczarowany czy zażenowany taką sytuacją. Gdy potencjalny kontrahent przyśle niestarannie napisaną wiadomość, to wzbudzi nasze zaufanie? Gdy opłacamy dostęp do medialnych treści premium, to przejdziemy do porządku dziennego nad mnogością literówek? No właśnie, nie jest już nikomu do śmiechu.
Literówka ma taką przypadłość, że ciężko jej ukryć się w tłumie. Oj, ciężko. Użytkownik języka może robić błędy ortograficzne w prostych słowach, mieć problemy z elementarną interpunkcją, ale literówkę dostrzeże. I swoim odkryciem podzieli się ze światem. Niech i nawet mikroświatem – tak czy owak następuje scena ujawnienia.
Jak temu zaradzić, jak zapobiec popełnianiu literówek? Jest jedna 100-procentowo pewna metoda: rezygnacja z pisania. Nie polecam. Zalecam za to każdemu: przed publikacją tekstu, szczególnie tego ważnego dla nas, przeczytajmy go uważnie minimum dwa razy. To naprawdę pomaga. Przecież przed jechaniem na lotnisko sprawdzamy, czy na pewno mamy bilet. Sprawdzajmy też to, co napisaliśmy. Językowa autokorekta (nie sztuczna, a prawdziwa inteligencja) – autorowi powinno przecież nad jego tekście zależeć najbardziej, prawda?
W przeciwnym razie merytoryczny tekst: „statystyki pokazują – niektórzy jedzą głównie mięso” może stać się autoparodią pt. „statystki pokazują gównie mięso”. Może jestem ze starej szkoły, ale zła sława nie jest lepsza od braku sławy. Jest gorsza.
Wybierajmy to, co lepsze. Weryfikujmy to, co piszemy.
Więcej opowieści o języku w moich książkach – w „Poradniku językowym prosto pisanym” i w „Słowniku ortograficznym współczesnego języka polskiego z poradnikiem”.
dr Sebastian Surendra