Aktualności

Przechwytywanie

Rozmawiamy z Romanem Komassą, artystą baletowym, poetą, autorem książki o balecie „Spartakus”.

  • Od lat pisze Pan wiersze. Dotychczas trafiały do przysłowiowej szuflady, czyli folderów w komputerze. Ale niedawno postanowił Pan podzielić się z ludźmi swoją wierszowaną twórczością, ukazać swoje postrzeganie świata. Dlaczego?
  • No cóż, nadszedł czas, można by tak ująć w jednym zdaniu. Szczerze, to nie planowałem wydania wierszy, choć wśród znajomych pojawiały się takie sugestie. „Wydaj, to jest dobre, zrób to i nie czekaj, bo lata szybko mijają” itd. Więc nadarzyły się okoliczności, a przede wszystkim, spotkałem właściwych ludzi na swojej drodze. Po pierwsze, przy realizacji wydania książki ,,Ja Spartakus”, przy wielkim wsparciu pana profesora Juliusza Grzybowskiego ośmieliłem się spytać o wydanie moich dyrdymałek. To był pierwszy krok, na który się zdecydowałem. Choć przyznam szczerze, że początki były już wcześniej. W miesięczniku ,,Nasz Świat” wydałem kiedyś dziesięć wierszy o tematyce miłości. W późniejszych latach, przy wsparciu koleżanki, doktor Danuty Dudzińskiej, zadebiutowałem w wieczorze autorskim ,,Poezja sercem wyśpiewana” na Akademii Muzycznej w Łodzi. To było już kilka lat temu, ale wcześniej miałem kontakt z wybitną poetką z wybrzeża, panią Leną Tomaszewską, mamą mojego kolegi ze szkoły baletowej w Gdańsku. To ona przekonywała mnie do pisania i rozwijania talentu, który to poniekąd miałem, w jej ocenie. W tamtym czasie nie traktowałem tego aż tak poważnie, choć opina pani Leny bardzo mnie podbudowała, szczególnie zwróciła uwagę na moje ciekawe metafory. Teraz wiem, że to ona odsłoniła moje pragnienie do pisania, postrzegania rzeczy i przenoszenia je w świat słowa. Z namiastką samego siebie, subiektywnej oceny ludzi i natury, w której przebywamy. Choć wiem, że kiedy odsłaniam rąbek swojej duszy, czas zatrzymuje się w miejscu i kiedy czytam, głos drży pod wpływem emocji. Ktoś powie: „nadwrażliwy facet, z wybujałą wyobraźnią nie ma miejsca w twardej materialnej rzeczywistości”. Poezja przecież nie wypełnia portfela i tylko unosi się jak liście na wietrze – po co to komu – kiedy czynsz zapłacić trzeba, ubrać dziecko do szkoły, spłacić dług na mieszkanie, opłacić OC , itd. A jednak w tym całym natłoku ludzkich spraw, kiedy nadchodzi wieczór, może ktoś znajdzie, chwilę oddechu i przeczyta kilka strof bez pośpiechu. Tylko tak dla siebie z moją myślą o tym i owym. Drodzy czytelnicy, dlatego piszę, nabrałem już trochę pewności siebie. Przy wspaniałym wsparciu i opiece wydawnictwa SILVA RERUM w Poznaniu.
  • Przecież zdaje sobie Pan sprawę, jak mało osób czyta wiersze… Ale to Pana nie zniechęca do pisania i dzielenia się tymi wierszowanymi utworami.
  • Oczywiście, że wiem. No może się tylko domyślam, bo wielu z nas poniekąd ma poetyckie dusze, myśli gdzieś tam rozrzucone i niepozbierane. Wystarczy zerknąć w pamiętniki i, niestety, coraz skromniejszą listowną korespondencję. Znamię czasu i wirtualny czas zmieniły oblicze pisanego słowa. Może by warto częściej prowokować ludzi do czytania na głos w sieci? Kto wie, ilu z nas by się odważyło? Pyta Pani, czy mnie to nie zniechęca? Nie rozpatruję tego, tylko siadam i piszę, jak pojawi się wątek. Może to potrzeba mojej osobowości, takie emocjonalne uzależnienie, układać myśli w słowa i czerpać z tego energię. Lub pić ten nektar uniesienia wybrzmiałych słów. Tak niby przypadkiem.
  • A właściwie dlaczego, jak Pan myśli, dlaczego ludzie niechętnie sięgają po wiersze?
  • Czas, w którym przebywamy, określa pewien azymut egzystencji, poniekąd ludzie sami narzucili nowe schematy zachowań albo są odpowiednio sterowani do takich zachowań. Poezja wychodzi poza racjonalne ramy, może tu tkwi szkopuł w ocenie dystansu, który by należało zweryfikować. Ilu jest poetów w Polsce, jaką przedstawiają wartość w naszej kulturze? Może w sferach akademickich należałoby poszukać nowych rozwiązań i skupić się nad rozwojem każdego chętnego do pisania poezji na forum publicznym?
  • A jak tak sobie myślę, że ta niechęć do poezji, choćby takiej przystępnej w odbiorze jak fraszki, wynika z naszej edukacji. Poezja kojarzy nam się z bardzo trudną poezją patriotyczną z twórczością romantyków, niełatwych w odbiorze. I to jest problem nierozstrzygnięty w doborze lektur – czy zachęcać książkami do czytania, czy też stawiać na poznanie historii literatury polskiej i naszych wielkich dzieł. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?
  • To bardzo indywidualna sprawa, jak zachęcić czytelnika i nowego odbiorcę do czytania. Jak obudzić uśpione umysły, otępione medialną plątaniną informacji i dezinformacji. To kamienista droga ułożona brukową kostką z wielu niewiadomych. Kto z młodych ludzi czyta i sięga po dzieła Homera, Seneki czy Williama Shakespeare lub choćby nieco sprośne wiersze Aleksandra Fredry? Śmiem wątpić, że bardzo znikomy procent, robi to dobrowolnie. No może znajdzie się większy odsetek, jak ktoś z tej małej rodziny poetów zdobędzie uznanie za granicą, jak Wiesława Szymborska, Czesław Miłosz i obecnie jaśniejąca Olga Tokarczuk. To ten procent czytelników podniesie skalę przeczytanych książek. Reszta raczej biegnie gęsiego, aby poskubać trawkę i zarzuca wędkę za mamoną. Droga Pani, historia Polski to elementarz świadomości narodu, kto tego nie zrozumie i nie pielęgnuje, stacza się po równi pochyłej, więc jak najbardziej i usilnie błagam, czytajcie o naszej ojczyźnie i szukajcie źródeł tożsamości naszych pokoleń. To kształtuje ducha polskości i nie powinno być kwestionowane.
  • Faktem jest, że wiersze kojarzą nam się z górami trudności do pokonania. Trochę udaje się przełamać to tabu czytelnicze poezja śpiewana, dawniej Marek Grechuta, sięgający po romantyków, a teraz piosenki do słów Wisławy Szymborskiej. Lubi Pan poezję śpiewaną?
  • Uwielbiam, to eliksir dla duszy i niebo dla wolnych ptaków. Zawsze słuchałem, naszych gwiazd. Z ciekawostek opiszę moje osobiste spotkanie z Markiem Grechutą. Poznaliśmy się na prywatnym objedzie w Montrealu w gronie polskiej polonii. Byłem pod wrażeniem, że wspólnie zasiedliśmy do stołu i mogłem napawać się chwilą szczęścia. Opowiadał o nowych obrazach, które namalował i kolejnych projektach tournée po Kanadzie. Ale w gronie tych wybitnych i bliskich mojemu sercu zawsze pozostaną: Czesław Niemen, Ewa Demarczyk, Józef Skrzek i jedyny w swoim rodzaju, Wojciech Młynarski.
  • Fraszki, takie jak Pan tworzy, mają skłaniać do refleksji, pomóc w wygenerowaniu osobistego dystansu do świata i jego prawideł. Jaka jest Pana osobista refleksja nad tym światem?
  • Moi drodzy, moja osobista uwaga chyba dotyczy nas wszystkich, słowo to tylko pryzmat i ujęcie świata w uchwytną formułę. Zdania, które Wam przesyłam, mam nadzieję, że choć trochę przyniosą refleksji z domieszką żartu. Piszę o tym, co każdego dotyczy i łaskocze, i chłoszcze po czterech literach. Mój dystans do swiata chyba nie ma końca, dopóki żyję, więc staram się uchwycić, co nieuchwytne, bo nie ma rzeczy bagatelnych, tylko my sami wyznaczamy ich znaczenie. Odkrywając subtelne zrozumienie pięknej chwili przebywania w oknie czasu. Więc zamierzam dalej was prowokować moja pisaniną – a takowe „Dyrdymałki” spełniają tą powinność.
  • Na co warto patrzeć z dystansem?
  • Na wypowiedziane słowa w pośpiechu. Na tych, co rzucają w ciebie błotem i warto oglądać się za siebie, aby drugi raz nikt nie uderzył cię ponownie. Trochę dystansu dla samego siebie, jak trudno czasami zrozumieć, że błędy mogą boleć najbliższych. Nabierać trzeba dystansu do politycznej żonglerki, do głośnych nowych trendów, że ktoś świat zbawi. Do wszelakich populistów na świeczniku władzy. Dystans w pozytywnym wymiarze do natury, która jest jedyna w swoim rodzaju.
  • Z czego powinniśmy się śmiać? Czym nie przejmować?
  • Może z żartów o Kowalskim lub kiedy Kargul podkradał jajka. Może kiedy wywiesza pranie, a sąsiad ukradkiem wpada w krowie łajno? Kiedy zmokniemy w wiosenny dzień i kropelki deszczu zmyją makijaż – drogie Panie, kiedy twój ulubiony piłkarz wbije samobójczego gola – drodzy Panowie.
  • Właśnie na rynek księgarski trafia drugi tomik Pana fraszek. I udało się Panu tym pierwszym już zdobyć swoich fanów! Otrzymuje Pan miłe maile.
  • Jeśli są takie echa z pisania, to jestem bardzo kontent, że pierwsze dyrdymałki dają trochę refleksji i studzą rozgrzane głowy. Aby po chwili podgrzać atmosferę. Bo jak sami czytacie, krótkie i proste są moje słowa, i nie zabierają dużo czasu. Wystarczy kilka sekund i masz czytelniku podane wszystko na dyrdymałkowej tacy. Więc z całego serca zachęcam do czytania drugiego tomiku ,,Dyrdymałek osobistych”, tam znajdziecie trochę o sobie, trochę o tym świecie i o innych. Na koniec podzielę się faktem, że jedna czytelniczka nie rozstaje się z dyrdymałkami na spacerze i czyta, i czyta, kiedy piesek w dołku grzebie.
  • Zatem nie tyle liczy się ilość, ale jakość. Bo dla takich wspaniałych czytelników warto tworzyć dalej. I tego życzymy!
  • Dziękuję i nisko się kłaniam przed Wami, co by Dyrdymałki częściej do was zaglądały. Na ten czas i inny – o każdej porze. Bo nigdy nie jest za późno, kiedy otworzysz wyobraźni ogród.

Dziękuję za rozmowę.

Pytania zadawała PM. Wiśniewska

Książki Romana Komassy dostępne są w naszej e-księgarni oraz księgarniach stacjonarnych.